Czemu Krakus ma prawo marudzić?

I znów mi się oberwało. Że zakochana w Hiszpanach, że podchodzi do nich bezkrytycznie, że niech wróci do Polski i spróbuje być taka sama. Tak, macie rację – tu człowiek wpada w huraoptymizm. Ale żeby znów nie było tak kolorowo, to spróbuję udowodnić, że w porównaniu z Hiszpanami Polacy mają prawo marudzić – pisze Marta, która wyprowadziła się z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews porównuje życie w obu miejscach.

Odpuszczę sobie oczywistości: słońce, dłuższy dzień, tysiące kilometrów linii brzegowej. Nie będę też pisała o mentalności, bo możemy uznać (choć to wygodne dla nas usprawiedliwienie), że mentalność łączy się ze słońcem.

Łapcie za to kilka bardziej przyziemnych rzeczy, które naprawdę sprawiają, że w Hiszpanii człowiek rzadko kiedy marudzi. Za to Polak narzeka na nie często i bardzo często robi to słusznie.

Kasa + pogoda. Że zarabiają dużo więcej od nas, a w sklepach płacą niemal tyle samo, to już wiecie. Ale idźmy dalej – nie muszą ciułać grosza na węgiel, nie myślą z czego opłacić gaz. Gdy budują dom, nie dumają nad drogimi materiałami izolacyjnymi. OK, płacą za klimatyzację, ale nie wszyscy i nie tak dużo jak my za ogrzewanie. Słowem – słońce to nie tylko witamina D, ale też dużo niższe wydatki.

No i państwo hiszpańskie dzięki temu też jest bogatsze, bo Hiszpanie (przynajmniej w moim regionie) w ogóle nie mają sieci gazowej. A my? Rąbiemy drewno, przewalamy węgiel, a gdy już skończymy, to zaczynamy dumać jak odłożyć pieniądze na kolejny sezon grzewczy. 

Brak syfu, eufemistycznie nazywanego w Krakowie zanieczyszczeniem powietrza/ pyłem PM / smogiem. Jak wyżej – nie ma zimy, nie ma syfu w płucach.

Brak dziurawych dróg, które na dodatek są tańsze, bo ich jezdnie nie muszą być gotowe na 70 stopni różnicy temperatur (u nas od -30 do +40), tylko wystarczy jakieś 40 (+10 do +50). Nie jeździsz po dołkach, nie klniesz przy każdym puknięciu, rzadziej bywasz u mechanika. Według badań awaria samochodu wykańcza kierowcę tak, jak wiadomość o ciężkiej chorobie. Jeśli to prawda, to Hiszpanie są od nas dużo zdrowsi.

Sjesta.  Z jednej strony wkurza, bo wyłazisz do pracy nie na 8, a 10 godzin. Z drugiej strony luzuje niesamowicie. Nie jesz obiadu przy komputerze z obawą, że zaraz szef postuka w zegarek, tylko zamykasz interes i się luzujesz. Jesz wolniej, zdrowiej, przyjemniej. Nie mówisz znajomym: „nie ma dziś czasu się spotkać”, tylko „widzimy się na sjeście”.

Ubrania, a dokładniej ich kupowanie i przechowywanie. My dzielimy sezon na wiosna/lato/jesień/zima, oni na wiosna/lato. Gdzieś tam w piwnicy każdy ma wrzuconą kurtkę puchową na wypadek zimy tysiąclecia, ale generalnie kręcą się wokół tej samej garderoby. Uwierzcie, duże ułatwienie! Nie zapychasz półek w mieszkaniu, nie musisz być gotowy na każdy kaprys pogody. Komfort!

Transport. Przez 12 miesięcy w roku rower lub skuter, czyli sprzęt niekorkotwóczy. A jeśli już zdecydujesz się na ichniejsze MPK, to wszyscy nauczeni są, że okien nie otwieramy, bo klimatyzacja działa. Nie ma wykłócania się ze starszą panią, nie ma narzekania na kierowców. W autobusie temperatura zawsze wynosi 20 stopni, a w takiej ludzie się nie pocą… Skoro syf jest zimowym zapachem Krakowa, to letnim niech będzie autobus MPK.

Miasto dla człowieka. Nie dla dewelopera, biznesmenów czy drobnych cwaniaczków. Oczywiście, oni swoje miejsca też mają, ale tam gdzie w Krakowie ktoś spróbowałby wetknąć apartament, w Hiszpanii budują np. plac zabaw albo siłownie na świeżym powietrzu. Pod Wawelem też jest tego coraz więcej, ale my walczymy o to np. w budżetach obywatelskich, a w Hiszpanii odpowiedzialne czuje się za to państwo.

A jak dodacie do tego słońce, dłuższy dzień oraz tysiące kilometrów linii brzegowej, to mam nadzieję, że zrozumiecie, czemu jestem tą Hiszpanią tak zachwycona.

Marta

zdjęcie tytułowe / fot. Foter.com

“A gdyby tak…” to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).

Najnowsze

Co w Krakowie