Gdzie w Krakowie powinny stać kapsuły śmierci?

Wchodzisz, siadasz, wrzucasz monetę, wypełniasz krótki test, jeśli zdałeś wciskasz guzik i… za chwilę cię nie ma. Maszyny do samobójstwa cieszą się coraz większą popularnością. Dlaczego nie ma jeszcze ani jednej w Krakowie?

Maszyny do samobójstwa to, podobno, genialny wynalazek. Można się unicestwić szybko i, podobno, bezboleśnie. A co najważniejsze – nie ma ryzyka, że spadniemy komuś na głowę (gdy skaczemy z dachu), zaangażujemy w akcję ratunkową dziesiątki ludzie (gdy skaczemy do rzeki) lub zostaniemy warzywem (gdy omsknie nam się spluwa).

Maszynę opracował Australijczyk – były lekarz, obecnie artysta. Artysta śmierci, można by rzec.

Fajnie, ale w bajkach to już było.

Dziś rzeczywistość dogadania chore, zdawałoby się, wizje bajkopisarzy. Dziś, gdy wolność jest nam dana ot tak po prostu, chcemy decydować nie tylko o tym, co zjemy na obiad, ale też czy nasze dziecko się urodzi, oraz – kiedy umrzemy. To takie proste, eleganckie. Umrzeć gładko, szybko i dokładnie wtedy, gdy uznamy to za stosowne.

„Cześć kochanie, wychodzę umrzeć”.

W Krakowie takiej maszyny jeszcze, o ile wiem, to nie ma. A mogłaby się przydać. Ile razy zdarzyło ci się powiedzieć „chcę umrzeć”? A co, gdyby to życzenie można było od razu wcielić w życie.

Ja umierałbym kilka razy w miesiącu.

W niedzielę koło południa, gdy kac triumfuje, a obowiązki wzywają. „Chcę umrzeć” – rzucać. A tu nagle maszyna otwiera klapkę i zaprasza do środka. W takiej sytuacji grzech byłoby nie skorzystać, a warto byłoby zreflektować się na temat słów rzucanych na wiatr.

Kapsuły śmierci mogłyby stać – na przykład – przed rondem Grzegórzeckim i tam mogłyby z nich skorzystać kierowcy z powiatu krakowskiego przerażeni na widok tramwaju.

Warto byłoby postawić kilka urządzeń dla kandydatów na prezydenta Krakowa, którzy wkrótce dowiedzą się, że Jacek Majchrowski ma zamiar kandydować po raz piąty.

Jedna kapsuła mogłaby stać pod stadionem Cracovii lub Wisły przy okazji derbów, a potem przyjmować zrozpaczonych kibiców przegranej ekipy.

Kapsuła przydałaby się też pod dyskotekami. Młodzi mężczyźni mogliby korzystać z niej po zorientowaniu się, że na „ladies night” 80% uczestników to przepoceni faceci.

Przy wózkach z obwarzankami, gdy okazuje się, że zostały już tylko jakieś serowe wymysły dla turystów. Puf! – i cię nie ma.

I koniecznie (koniecznie!) wtedy, gdy w okolicy Rynku Głównego szukamy miejsca do zaparkowania.

(mm)

fot. Robert Bejil Productions via Foter.com

Czarny Wtorek to cotygodniowy cykl, w którym autor próbuje mniej lub bardziej nieudolnie mierzyć się z rzeczywistością.

Krakowianie, czy Wy na co dzień też czujecie się dojeni z kasy?

Najnowsze

Co w Krakowie