Andrzej Kulig: „Jestem od rozwiązywania konkretnych spraw” (ROZMOWA)

– Martwi mnie, że ta kampania jest płytka. Że nie mówi o ważnych problemach. Że traktuje wszystko „po łebkach”. Że jest w niej mnóstwo populizmu, działania „pod publiczkę”. Że jest dużo manipulacji świadomością ludzi. Jeśli zwycięży populizm, który jawnie kpi sobie z intelektu mieszkańców, to będzie źle dla miasta – mówi w rozmowie z KRKnews.pl prof. Andrzej Kulig, kandydat w wyborach na prezydenta Krakowa.

KRKnews.pl: Panie Profesorze, podoba się Pan sobie na bilbordach?

Prof. Andrzej Kulig: Myślę, że przedstawiają mnie takiego, jaki jestem. Natomiast czuję lekki dyskomfort, gdy widzę moje podobizny na mieście, bo traci się wtedy cząstkę swojej prywatności. No ale takie są reguły kampanii, że wyborcy powinni móc zidentyfikować poszczególnych kandydatów.

Są miejsca w Krakowie, w których na jednym „słupie” wisi plakat Pana, a zaraz obok innego z kandydatów. Z którym zmierzy się Pan w drugiej turze?

Sądzę, że z Łukaszem Gibałą.

Dziwi Pana, że unika debat?

Ja uczestniczę we wszystkich debatach. Natomiast być może pan Łukasz Gibała uznał, że wszystko, co miał do powiedzenia, już powiedział. Czy mnie to dziwi? W moim wieku staram się nie być nadmiernie zdziwiony zachowaniem różnych osób. Wielokrotnie też mówiłem, że ja nie prowadzę kampanii przeciwko jakiemukolwiek kandydatowi. Wychodzę z założenia, że nie jestem anonimowy w mieście, zetknąłem się z dziesiątkami tysięcy osób, które wiedzą, czego się spodziewać po mojej pracy i widzą, co będę dalej robił. Mam określone doświadczenie. A rolą mieszkańców jest powiedzenie: „panie Kulig, chcemy, by działał pan na rzecz miasta” lub „panu dziękujemy”.

Nie robią na Panu wrażenia ostatnie afery, w których występuje Gibała?

Uważam, że wyborcy są osobami dojrzałymi i sami sobie wyrabiają zdanie o poszczególnych kandydatach. Nie jestem od tego, by im podpowiadać, który kandydat jest dobry, a który nie. Wierzę, że ludzie wiedzą, na co mają zwrócić uwagę. Zawsze wychodziłem z takiego założenia i zawsze prezentowałem taki pogląd, zarówno w kontaktach z moimi studentami, jak i moimi dziećmi. Nie uważam, żeby dydaktyzowanie miało sens. Natomiast zdumiewają mnie kandydaci, którzy do tej pory – w mniejszym lub większym stopniu – uczestniczyli w funkcjonowaniu miasta, a okazuje się, że mają bardzo płytką wiedzę na ten temat. Nie wychodzą poza pewne ogólniki, slogany. Nie znają konkretnych problemów, nie znają procesów zachodzących w mieście i nie proponują konkretnych rozwiązań. To dla mnie wstrząsające, że niektórzy – jako radni – sprawiali wrażenie bycia w centrum miejskich problemów, a teraz okazuje się, że ich wiedza jest bardzo płytka.

Co ten brak wiedzy obnaża?

Choćby to, że praktycznie całą debatę na temat Krakowa, starają się sprowadzać do polityki ogólnokrajowej, a nawet partyjnej. Brakuje konkretnych rozmów o konkretnych zjawiskach w mieście. Podziwiam odwagę tych osób. Że chcą kandydować, tak niewiele wiedząc. Bardzo modne stało się teraz odwoływanie do ekspertów. Nieustająco powtarzają: „moi eksperci”. Wydaje mi się, że to jest dystansowanie się od własnego poglądu, by w końcu móc powiedzieć „tak mówili moi eksperci, a ja miałem inny pogląd na ten temat”. Trzeba też pamiętać, że ostatecznie to nie „eksperci” podejmują konkretne decyzje. Przecież zarządzania miastem nie powierza się profesorom zarządzania, bo ci są głównie teoretykami. Trzeba korzystać z ich wiedzy na temat modeli zarządzania, ale nie ma jednego modelu zarządzania miastem.

Dlaczego model, który Pan proponuje, ma być rzekomo lepszy niż ten proponowany przez innych kandydatów?

Ja nie proponuję żadnego konkretnego modelu, ale pewien sposób dochodzenia do decyzji. Ten sposób określiłem mianem demokratycznego. Polega na tym, że omawiamy z mieszkańcami wszystkie kluczowe elementy danego problemu, pokazujemy całą złożoność decyzji, wszystkie uwarunkowania i wtedy zaczynamy dyskusje. Nie chcę podawać na tacy gotowych rozwiązań i mówić ludziom: „przyjmijcie je i cieszcie się z nich”. Uważam, że z ludźmi trzeba rozmawiać. Robiłem to przez całą moją kadencję, rozmawiałem z mieszkańcami konkretnych ulic czy osiedli. Przyjeżdżałem na miejsce, spotykałem się, mieszkańcy przyjmowali mnie nawet w prywatnych domach i omawiali ze mną pewne kwestie. I tak powinno być. Krakowianie powinni wiedzieć, że miasto ma jakieś propozycje, ale jest też otwarte na kontrpropozycje. Dam przykład. Kiedyś miałem spotkanie w Toniach dotyczące remontu ulicy Gaik. Przyszliśmy z projektantem, którego koncepcja została mocno skrytykowana. Przeszliśmy więc z mieszkańcami posesja po posesji, projektant usłyszał ich opinie i to bardzo zmieniło dotychczasową koncepcję. Teraz będziemy realizować ją tak, by mieszkańcy byli zadowoleni, jednocześnie, by nie wywoływać konfliktów społecznych.

W Internecie pojawiał się zarzut, że – jako kandydat – korzysta Pan z zasobu miejskich jednostek i spółek. Pojawia się Pan choćby na ich profilach w mediach społecznościowych.

Czyli ktoś by chciał, bym przestał funkcjonować jako zastępca prezydenta?! To muszę go zawieść. W moim kalendarzu, mimo kampanii, mam olbrzymią liczbę spotkań z mieszkańcami, którzy oczekują, że rozwiążę ich problemy. Mam im powiedzieć: „mam teraz kampanię, więc musi pan / pani poczekać”? Nie ma takiej opcji! Nawet mój sztab chce, bym z części spotkań zrezygnował, ale to w ogóle nie wchodzi w grę. Jestem zastępcą prezydenta od rozwiązywania konkretnych spraw. Za to mi płacą. Ktoś nie ma kanalizacji. Ktoś potrzebuje remontu chodnika. Ktoś chce się dowiedzieć, kiedy dana inwestycja ruszy. I ci ludzie przychodzą do mnie. A jednostki miejskie czy spółki, jeśli to pokazują, to relacjonują moją bieżącą aktywność. To nie jest tak, że ja na tych filmikach chodzę z banerem „głosuj na Kuliga”, ale te posty pokazują, co ja realnie robię. Mam zniknąć z życia na czas kampanii, bo komuś to się nie podoba?!

Nie ma Pan wrażenia, że wszystko, za co obrywa prezydent Jacek Majchrowski, idzie na Pana konto?

Mam.

Czym chce się Pan od niego odróżnić?

Ale my jesteśmy różni. Do wielu spraw mamy inne podejście. Na pewno mamy wspólny pogląd na temat kierunku rozwoju miasta, ale inaczej widzimy formę tego rozwoju. Wynika to z faktu, że znajdujemy się na innym etapie. 20 lat temu mieszkańcy oczekiwali pojawianie się dużych inwestycji metropolitarnych oraz by miasto rozwiązywało szereg zaniedbywanych przez lata problemów. Prezydent Majchrowski je rozwiązał w skali globalnej. Natomiast dziś ludziom zależy szczególnie na tym, by zmieniło się otoczenie w miejscu ich zamieszkania – czyli proste, wygodne chodniki, dokończenie kanalizacji, lepszy dostęp do transportu publicznego.

Czuje Pan wsparcie od prezydenta Majchrowskiego w tej kampanii?

Gdybym nie miał wsparcia prezydenta, to w ogóle nie pracowałbym jako jego zastępca. Przecież to była jego wola i prezydent jednym podpisem może mnie zwolnić. Natomiast teraz prezydent ma szereg innych obowiązków, związanych z domknięciem pewnych spraw czy odchodzeniem z urzędu… Ale generalnie uważam, że mnie popiera, choć czasem mamy różne wizje różnych spraw.

Proszę o konkretny przykład.

Choćby sprawa związana ze Składem Solnym, który prezydent chce zlikwidować i zbudować tam Centrum Literatury i Języka Planeta Lem. Ja mam inne zdanie, bo uważam, że takie miejsca jak Skład Solny odgrywają ważną społeczną i kulturotwórczą rolę i należy je zostawić i wspierać. Poza tym nie stać nas na budowanie takiego Centrum, bo zamiast niego, można wybudować trzy ośrodki kultury lub trzy szkoły, które powinny powstać w oddalonych od centrum obszarach miasta. Mieszkańcy muszą mieć zabezpieczone potrzeby związane z edukacją, samorozwojem czy kulturą blisko swojego miejsca zamieszczania.

Jak się Panu podoba ta kampania?

Martwi mnie, że jest płytka. Że nie mówi o ważnych problemach. Że traktuje wszystko „po łebkach”. Że jest w niej mnóstwo populizmu, działania „pod publiczkę”. Że jest dużo manipulacji świadomością ludzi, która działa bardzo destrukcyjnie na umysł. Uważam, że mieszkańcom należy się rzetelna rozmowa o Krakowie, a okazją do niej są publiczne debaty. Ja stawiam się na każdej, na którą dostaję zaproszenie. Nigdy nie unikam tego typu możliwości rozmowy o wizji Krakowa, niestety moi konkurenci niezbyt ochoczo korzystają z tej formy wymiany poglądów. W efekcie na co dzień mieszkańcy dostają proste hasła, populistyczną papkę, dzięki której nie muszą głębiej myśleć, zastanawiać się nad pewnymi procesami. Zajmuję się naukowo wpływem populizmu na przemiany ustrojowe i zastanawia mnie, czy w Polsce i Krakowie nadal jest klimat i moda na populizm, czy jednak ta fala już minęła. Niestety, ta fala jest bardzo zdradziecka i prowadzi do samych nieszczęść.

Wyniki wyborów będą odpowiedzią na to pytane?

Na pewno. Jeśli zwycięży populizm, który jawnie kpi sobie z intelektu mieszkańców, to będzie źle dla miasta.

Premier Kosiniak-Kamysz poparł profesora Andrzeja Kuliga w wyborach na prezydenta Krakowa

 

 

 

Najnowsze

Co w Krakowie