Czarny Wtorek: Atomowa wpadka wiceprezydenta: W Krakowie mamy Starówkę

Wtopa. Kompromitacja. Pizza z ananasem. Upadek. Dno. Milionowy odcinek „Klanu” bez Bożenki. Hańba. Smuteczek.”Pulp Fiction” bez przekleństw. Zastępca prezydenta Krakowa do spraw inwestycji miejskiej Tadeusz Trzmiel powiedział dzisiaj, że w Krakowie jest starówka. S T A R Ó W K A. Starówka. W Krakowie. Dyrektor. Do spraw inwestycji. Miejskich.

Starówka. Wszyscy w Krakowie wiedzą, gdzie jest starówka i jak do niej dotrzeć. „Starówka? Pójdzie pan na dworzec główny, peron piąty i wsiądzie do pociągu do Warszawy. Tam jest starówka”.

Wszyscy, tylko nie człowiek odpowiedzialny za inwestycje miejskie, prezydent Komar. Wydało się we wtorek, podczas jakiejś tam uroczystości z okazji Dni Wiednia w Krakowie. Chlapnął prezydent Owad: „Starówka” (informuje o tym serdeczny druh Michał Łepecki). Oj, nie popisał się prezydent Bąk (o bąkach będzie jeszcze później!). To, jakby burmistrz Nowego Jorku powiedział coś o Big Banana. To tak, jakby prezydent Poznania usłyszał „tytka na klunkry” i zrobił wielkie oczy. Mógłby prezydent Insekcik pójść za ciosem, wyjść z konferencji na dwór, idąc starówką zjeść bajgla, itd. itd., no sami wiecie, co by jeszcze mógł, co ja wam będę bajać.

Trudno to wytłumaczyć pomyłką (przecież tego mogła się dopuścić tylko iście niekrakowska dusza), ale przecież błędy się zdarzają, mi też, choćby z tym jego nazwiskiem. „Ej idze, idze, panie Robak”.

Czytam ostatnie ciekawą książkę Erica Schlossera („Poza kontrolą”) który opisuje procedury obowiązujące na stanowiskach z bronią jądrową. Otóż bez względu na to, jak precyzyjnie zostaną spisane procedury obowiązujące pracowników (często są to opasłe tomiska), gdzieś na końcu tego łańcucha decyzyjno-operacyjnego jest pan Włodek z śrubokrętem, który po prostu może mieć słabszy dzień. Śrubokręt wymyka się z dłoni, spada kilkanaście metrów w dół, rozrywa poszycie, PSSSSSSSSSSS, wielki huk, potem wielka światłość, potem wielka ciemność, potem napisy końcowe.

W 1980 podobny błąd nieomal doprowadził do eksplozji w wyrzutni pocisku Titan II w Damascus w stanie Arkansas.

To daje do myślenia.

Ciekawość to ludzka natura. I ta ciekawość zapewne zaprowadzi kiedyś ludzkość do wspólnego, rodzinnego grobu. Gdy przeprowadzano pierwszą w historii próbę jądrową, fizyk uczestniczący w projekcie „Manhattan” Edward Teller bał się, że… atmosfera spłonie, a w ślad za tym zginie całe życie na Ziemi. Tak wychodziło mu z niektórych wyliczeń. A jednak postanowił spróbować, wziąć w tym udział, no dobra, sprawdźmy, odpalmy to cholerstwo, wejdźmy na podwyższenie i zobaczmy, czy rzeczywiście atmosfera spłonie, a całe życie na ziemi zginie czy też nie.

3…. 2…. 1….

„O, proszę, atmosfera jednak nie spłonęła. Piwko?”

Skoro jesteśmy w stanie zaryzykować tyle, co może nas powstrzymać?

Część zwierząt też jest ciekawska – zauważy ktoś – taki kot, dla przykładu, to wyjątkowo ciekawskie zwierze – zawsze zajrzy do pudełka, od razu sprawdzi, jak się siedzi na nowej szafce, no ale, na litość boską, nie próbuje przecież rozbijać atomów!

– Te, Mruczuś, co ty tam kombinujesz?
– Ja? A nie, nic, nic, tak tylko…
– Jak to nic, jak przecież widzę – co ty, atomy, ku*wa w kuchni rozbijasz?
– Ja? Atomy? No co ty, stary, wyluzuj, jąderka tylko sobie liżę.

No dobra, skoro już przy jajkach jesteśmy, a ja właśnie podróżuję przez nasz piękny kraj korzystając z usług Polskich Kolei Państwowych, to chciałbym wyjaśnić teorię „Pierda w przedziale”. Amerykanie mówią na to „Big Fart Theory” (w nawiązaniu do równie ważnej „Big Bang Theory”). Hmm, u nas to raczej niefart.

Znasz to? Jedziesz w pustym przedziale. W podróży, jak to w podróży – żołądek ściśnięty, chce się czasem pruknąć, pierdnąć. Tyle godzin jedziesz samotnie, w końcu myślisz no co, trudno i wypuszczasz odrobinę gazów. A wtedy co się dzieje? No co? Sekundy później, ni stąd ni zowąd, do twojego przedziału wchodzi najpiękniejsza kobieta świata. „Gdzie ona wsiadła, w Kutnie, ku*wa?!” – pytasz sam siebie. Mógłbyś ją zagadać, zainteresować swoja osobą, mogłaby spędzić z tobą resztę życia, ale tego nie zrobi, nie zwiąże się przecież ze śmierdzącym, popierdującym fajtłapą. I do tego spoconym, bo w tej całej kompromitującej pułapce zaczynamy się pocić. Ze złości, z poczucia bezsilności, bezpowrotnie utraconej szansy.

To sytuacja bez wyjścia, zwyczajna pułapka. Bo patrzcie – siedząc grzecznie, zaciskając pośladki, nic takiego się nie wydarzy, do przedziału nie wejdzie żadna piękność. Nie ujrzysz jej nawet na sekundę.

Prukniesz – wejdzie od razu, jakby stała tam w korytarzu czekając na znak, sygnał, na zielone światło. Ktoś (pewnie jakiś obleśny grubas) klepie ją w plecy: „Teraz, szybko, wchodź, pogrąż tego pierdziocha”.

Wejdzie, ale zobaczysz tylko grymas na jej twarzy, może usłyszysz szyderczy śmiech, a potem będziesz mógł patrzeć, jak odchodzi, jak ucieka, wyskakuje z pociągu, podczas jazdy jeszcze nawet, łamie obcasy potykając się o tory – byle dalej od ciebie.

To podobno działa także w windzie.

I taki masz właśnie gówniany wybór. Zobaczyć ją, ale tylko jak ucieka. Albo nie zobaczyć nigdy i żyć w błogiej, ale jakże niepełnej, ułomnej nieświadomości.

Mateusz Miga

fot. Miguel.Aguilera  via Foter.com

Czarny Wtorek to cotygodniowy cykl, w którym autor próbuje mniej lub bardziej nieudolnie mierzyć się z rzeczywistością.

Czarny Wtorek: Pierwszy pingwin

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Najnowsze

Co w Krakowie