Bareja by tego nie wymyślił! Najlepsze historie pisze jednak życie. I obie te przytoczone poniżej sytuacji zdarzyły się naprawdę. Dzień po dniu. W Krakowie.
Przychodnia lekarska – ul. Kopernika w Krakowie:
Przed gabinetem lekarskim tłoczą się ludzie. Głównie starsze panie. Na około dobrze po sześćdziesiątce. Nagle zza drzwi do gabinetu wychyla się młoda pani doktor.
– Numer 8742 proszę – mówi spokojnym głosem.
W poczekalni konsternacja!
– Numer 8742 – powtarza lekarka.
– Czyli kto? – dopytują pacjenci.
– Pacjent, którego PESEL kończy się na 8742. Niestety nie mogę powiedzieć nic więcej, bo mamy RODO – usprawiedliwia się pani doktor.
Wszyscy w poczekali próbują zaleźć dowód osobisty i zaczynają szukać numeru PESEL. Trwa to kilkadziesiąt sekund, ale wydaje się, jakby trwało w nieskończoność.
– Pani Ewa – lituje się lekarka.
Pacjentka wchodzi do gabinetu, a w poczekalni zaczyna się dyskusja na temat RODO.
Posterunek policji – ul. Zamoyskiego w Krakowie:
Przed okienkiem dyżurnego ustawia się kolejka. Jako pierwsza stoi 20-kilkulatka. Dość atrakcyjna, w krótkiej spódniczce, z rozwianym włosem. Za nią czterech facetów: jeden młody typ w krótkich spodenkach, dwóch w garniturach i ostatni w dresie, który lata młodości ma już dawno za sobą.
– Dzień dobry, ja przyszłam, bo dostałam wezwanie – mówi kobieta do dyżurnego, który właśnie podszedł do okienka.
– Nazwisko? – pyta dyżurny.
– Katarzyna Kowalska [imię i nazwisko zmienione – dop. autor].
– Jak? – dopytuje funkcjonariusz.
– Ko-wal-ska.
– To po co pani przyszła?
– Bo ja jestem oskarżona, to znaczy, yyy, podejrzana o zakłócanie miru domowego.
– A gdzie pani mieszka? – pyta policjant.
Gdy młoda kobieta podała już cały adres, wraz z kodem pocztowym i numerem mieszkania, a wcześniej imię, nazwisko i sprawę, w jakiej została wezwana, wreszcie dyżurny wpuścił ją do środka i skierował do odpowiednich drzwi. Czterech typów stojących w kolejce tylko się uśmiechnęło.
RODO. Czy coś.
(lm)
fot. Pixabay