Piszę ten tekst czekając na wizytę u dentysty, więc sami wiecie – nie jestem w tej chwili zbyt kreatywny – no nic, borowanie dopiero za chwilę, najpierw kilka liter.
Jestem samozwańczym pogromcą kominów i dobrze mi z tym. Ostatnio dzwonię do straży miejskiej w Skawinie.
– Przyjmujecie zgłoszenia w sprawie palenisk domowych?
– Tak.
– Bo tu, jak się jedzie ze Skawiny do Krakowa, leci ciemny dym z kominów w trzech domach. Tuż przy głównej drodze.
– …Przy głównej drodze – słyszę, że notuje. – Kopcą, tak?
– No kopcą, kopcą. Siwy dym normalnie!
– …Siwy dym – znów zapisuje.
(Myślę, czasem mi się zdarza)
– To znaczy, wie pan, nie siwy, ciemny, czarny raczej.
– No to siwy czy ciemny? Niech się pan zdecyduje.
– Czarny, czarny. Siwy dym – tak się tylko mówi.
Kto nie czytał poprzednich odcinków Czarnego Wtorku nie wie, że walczę z kominami korzystając aktywnie z aplikacji „Powietrze Kraków”. Trzaskam foty aż miło a potem ślę raporty, naiwnie wierząc, że ktoś się nad nimi pochyli. Są domy, które raportowałem już dwukrotnie, są i takie, które zgłosiłem po trzykroć…
O ku***a, wchodzę do gabinetu.
No i już, ciach po wszystkim.
W dzisiejszych czasach wizyta u dentysty nie ma nic wspólnego z tym, co przechodziło się w tego typu przybytkach tak ze 20 lat temu. Pamiętam tę grozę. Wtedy miała realne podstawy, bo wizyta u dentysty musiała boleć i bolała. Gabinety mieściły się w podejrzanych lokalizacjach. Pamiętam jedną z nich – dworzec kolejowy w Krzeszowicach. Dziś trudno sobie to wyobrazić – te zimne, obskurne korytarze, obśrupane (przepraszam, moja mama pochodzi z Poznania) ławki, drzwi – jak do piekła, a za nimi konował z ogromnymi obcęgami w rękach.
„Zapraszam, zapraszam, proszę się nie bać” – cedził (dr Konarski, zdaje się), a ja mógłbym przysiąść, że na fartuchu miał lekko sprawne ślady krwi. Może wyolbrzymiam, ale tak zapamiętałem tę wizytę. Pomyślałem o ucieczce, obejrzałem się, ale na tylnej straży stała mama, więc stawiałem małe kroczki i tup tup bucikami, ku zagładzie.
Dziś wizyta u dentysty nie boli (no chyba, że na własne życzenie). Znajoma dentystka opowiedziała mi, że jeden pacjent zasnął jej ostatnio na fotelu podczas leczenia kanałowego. Ja też dziś o mało nie usnąłem, choć przecież powinienem umierać z bólu.
Generalnie, dzisiaj w naszych okolicach trudno o ból, żyjemy w komfortowych warunkach, bólu nie daje nam nawet dentysta. A ponoć ból uszlachetnia. Cokolwiek to oznacza. Ja rozumiem to tak, że ból daje nam dystans, dzięki któremu na codzienne sprawy możemy spojrzeć z innej perspektywy. Ale jak daleko możemy iść w tym stwierdzeniu? Podobno, gdy ks. Józef Tischner był już bardzo chory, podczas jednej z odwiedzin wręczył Jarosławowi Gowinowi karteczkę ze słowami: „Nie uszlachetnia”.
A więc nie. A więc dobrze, że u dentysty czujemy się teraz jak w Star Treku. Te wszystkie dziwne urządzenia, które sprawiają, że każdy ząb da się uratować… Leczenie kanałowe. Dr Konarski z dworca kolejowego w Krzeszowicach też znał leczenie kanałowe. Zepsuty ząb – ciach – do kanału.
Mateusz Miga
Zdjęcie tytułowe: Pixabay
PS. Jeśli ktoś zapyta, a na pewno zapyta, o czym w ogóle ten tekst. Otóż ten tekst o niezbyt rozgarniętym strażniku miejskim i o tym, co zrobić, gdy u dentysty nic nas nie boli, a większą część pisałem pod znieczuleniem przewodowym.