Czarny Wtorek: Kraków między Wschodem i Zachodem. Dokąd idziemy?

Nie da się ukryć, że w Krakowie trwa od pewnego czasu rewolucja komunikacyjna. Trwają zabiegi mające na celu możliwie jak największe ograniczenie ruchu kołowego w centrum. Nie wiem, czy to jest robione z głową (chcę wierzyć, że tak), ale patrząc na sprawę z punktu widzenia odwiecznych tarć między Wschodem a Zachodem, tej osi, linii jakby czasu, można by rzecz, że innej drogi po prostu nie ma.

Generalizując i skupiając się TYLKO na rozwoju technologicznym, można uznać linię wschód – zachód za oś czasu. Jeśli Polska to dla nas teraźniejszość – jadąc na zachód widzimy przyszłość. Jadąc na wschód – cofamy się w czasie. (I nie poruszam w tym tekście kwestii kulturowych, bo tę drogę każdy wybiera sobie sam. Osobiście w Erywaniu czy Tbilisi czuję się bardzo dobrze).

Trasę wzdłuż tej wirtualnej osi czasu, w kierunku wschodnim, odbywają choćby samochody. Mercedes kupiony we Francji po kilku latach trafia do Polski, za kilka kolejnych jeździ po Ukrainie, mija jeszcze dziesięć wiosen i szczęśliwy Mercedes znajduje szczęśliwego nabywcę w Gruzji czy Armenii. Co się dzieje z nim potem, tego już nie jestem w stanie sobie wyobrazić.

I nie jest to żaden atak, żadna kpina. Tak po prostu jest – wystarczy przejść się ulicami miast Europy Zachodniej, Polski, Ukrainy, wreszcie Armenii i podsumować ogólny stan taboru. Oczywiście i we Francji można znaleźć starego trupa, i w Armenii BMW za 300 tysięcy złotych. Ale nie w tym rzecz, to nie one wyznaczają trend.

Erywań: Samochód za samochodem. W tle góra Ararat

Stan samochodów to jedno, rozchodzi się tez o ich liczbę. W centrach miast Europy Zachodniej jest ich niewiele, większość mieszkańców korzysta ze środków komunikacji masowej – autobusów, tramwajów, kolejek metra (metra!) lub rowerów. Oczywiście, pewnie nie w każdym mieście Europy Zachodniej tak jest, ale przypominam (halo!), że mówimy o skali MAKRO.

W Erywaniu wszyscy jeżdżą samochodami. Wszyscy. (No prawie). Podczas pięciu dni spędzonych w tym mieście widziałem jednego rowerzystę. Jednego. Wieczorem natknąłem się na dwóch biegaczy – wpadli na mnie przerażeni, co o nich sobie pomyślę. Zastanawiałem się, co by się stało, gdyby ktoś zaczął uprawiać nordic walking. Pewnie najpierw powstałoby wokół niego zbiegowisko, a potem zatrzymałaby go policja za zakłócanie porządku publicznego.

A więc w Erywaniu wszyscy jeżdżą samochodami, zazwyczaj są to stare trupy, a do tego pojęcie eko drivingu jest tu nieznane – kierowcy wyciskają ze swoich rumaków możliwie jak najwyższe obroty. Ruchliwa ulica jest źródłem niesamowitej ilości spalin i hałasu. O zagrożeniu nie wspominam, choć lokalni kierowcy – jak na tę okolicę świata przystało – jeżdżą jak szaleni. Co drugie auto ma pękniętą przednią szybę i tylko można się domyślać czy to od uderzenia kamieniem czy może od uderzenia głową.

Kierowca marszrutki próbuje przebić się przez morze samochodów

Tam chodzenie na nogach jest symbolem biedy, korki tworzą się nawet o drugiej w nocy. Pieszy jest zdegradowany do drugiej kategorii – możesz przemykać między samochodami i liczyć na to, że akurat ktoś nie wciśnie pedału gazu, by sprawdzić, jak szybko potrafisz uciekać.

Teraz znów spójrzmy w skali makro.

Ulice Zachodu – mało samochodów, dużo miejsca dla rowerów, tramwajów, pieszych.

Ulice Wschodu – mnóstwo aut, mnóstwo spalin, piesi czmychający po wąskich chodnikach, rowerzystów nie stwierdzono.

Ulice Krakowa są tu gdzieś pośrodku. Możemy spojrzeć w kierunku zachodnim i zobaczyć przyszłość (czy to droga dla nas?) albo rzucić okiem na wschód i zobaczyć… nas samych sprzed kilku, kilkunastu lat. W skali makro to bardzo proste. W skali mikro trzeba mieć pewność, czy słupki trzeba postawić właśnie przy ulicy Focha czy może bardziej przydadzą się przy Reymonta. Ale trend został wyznaczony już dawno. I to nie przez nas. Przez tych, którzy byli w tej fazie rozwoju… kilka, kilkanaście lat temu.

Rozwój nie zawsze jest łatwy, postęp wymaga ofiar. Ale ja osobiście nie chcę, aby moje dziecko, dzień w dzień, chodziło do szkoły wzdłuż drogi zapełnionej kopcącymi autami.

A dziś, gdy tak stoimy rozglądając się na zachód, na wchód, uważam, że to przykre, gdy niektórzy chcą tę sprawę sprowadzić do walki o kilka słupków i separatorów. 

(mm)

fot. KRKnews

Czarny Wtorek to cotygodniowy cykl, w którym autor próbuje mniej lub bardziej nieudolnie mierzyć się z rzeczywistością.

Głośniki na Rynku? Chcesz mieć większą publikę? Graj lepiej

Najnowsze

Co w Krakowie