Czarny Wtorek: Zlikwidować te przybytki. Żadnej z nich korzyści, a tylko ociekają seksem.

Sytuacja zabrnęła zdecydowanie za daleko.

Kliknęliście? Uff, dzięki, dziękuję, ratujecie mi tę fuchę.

Wiecie, jaka jest największa różnica między dziennikarstwem internetowy, a tym gazetowym? Oczywiście, że wiecie: Otóż jest nią natychmiastowe sprzężenie zwrotne na linii piszący – czytający (o ile ten drugi istnieje). W gazecie nigdy nie wiesz, czy akurat czołówka ze strony piątej spodobała się czytelnikowi i jutro też cię kupi, czy jest to może dołek z siódemki, albo przeciwnie – opinia jednego z redaktorów tak go rozsierdziła, że gazety nie kupi już nigdy.

W internecie jest inaczej, wiecie o tym.

Wieczorne kolegium w KRKnews, zeszły wtorek. Mały pokoik gdzieś w ciemnej uliczce na Kazimierzu, po kątach walają się reklamówki z Biedronki, pomięte banknoty i wizytówki z nocnych klubów.
– No jak tam minął dzień? – zagaduje szef.
– No dobrze, dobrze, wspaniale, wybornie wręcz – odpowiada naczelny.
– Liczby, ku*wa, lajki, ku*wa, udostępnienia, ku*wa, podawaj.
– No poranny tekst 70 lajków, południowy trochę gorzej, ale pod postem rozgorzała dyskusja [blablabla – przy. red.]
[Naczelny wygląda jakby nie słuchał, na zmianę wpatruje się w ekran smartfona i tableta, w międzyczasie dzwoni do żony, w końcu unosi głowę]
– A tekst wieczorny?
[Cisza, słuchać tylko toczącą po ulicy butelkę, ktoś krzyczy manchesterskim akcentem]
– No, to ten niby Czarny Wtorek, tak? – drąży dalej szef. [Nie mam pewności, czy mówi wielkimi literami]

Redaktor Mordarski, bo to on za naczelnego tu zdaje się robi, nerwowo grzebie po kieszeniach znoszonej marynarki. Spoconymi rękoma szuka telefonu, z kieszeni wypadają żetony z kasyna, banderole, podrobione bilety MPK, w końcu jest i telefon. Klika, stuka w ekran, wreszcie znajduje. Unosi dłoń, rozwija cztery palce. Cztery, cztery lajki.
[Przerwa na reklamy]
– Dobra, dawaj telefon, dzwoń do niego, kto to w ogóle jest ten Miga, czy ktoś go w ogóle widział?
[Dzwonią]
Teraz mówię ja: – No wiecie, bo ja nie chcę się ścigać na lajki, chciałbym…
Nie kończę zdania, bo zagłusza mnie szyderczy, chorobliwie brzmiący rechot. „No, poeta się normalnie znalazł”. Na koniec słyszę dyrektywę: Albo lajki, albo kliknięcia, udostępnienia… Albo mój każdy dzień będzie czarny.

Teraz rozumiecie skąd ten seks w tytule?

Ale, ale, żeby nie było, że to się kupy nie trzyma, bo pewnie tak to zaczyna wyglądać, otóż wcale nie. Uważam bowiem, że są przybytki, które ociekają seksem i należy je zlikwidować. To biblioteki.

Dlaczego? Sprawa jest prosta. Za każdym razem gdy pożyczam nieznaną mi książkę, w duchu modlę się, by była do kitu. Bo gdy zaczynam czytać i po pierwszych kilkudziesięciu stronach po prostu się w niej zakochuję, natychmiast mam zamiar przerwać lekturę, oddać książkę do biblioteki, kupić taką samą i dokończyć lekturę już na tym nowym, moim własnym, przez nikogo nie „śmiganym”, egzemplarzu.

Bo nie wiem z czego się to bierze, ale fakt faktem, że lepiej czyta się książkę swoją, gdy wiem już, że potem spocznie spokojnie na półce i zawsze będę mógł do niej wrócić. Moja pamięć jest zawodna. Książkę z biblioteki oddam, tytuł wyleci mi z głowy i już jej nigdy nie odnajdę. A nie chciałbym aby tak się stało choćby z książką, którą pożyczyłem dzisiaj. George Saunders „10 grudnia”. Po przeczytaniu pierwszego opowiadania wiem, że jutro ją oddam, a prosto z biblioteki pójdę do księgarni, by kupić ją z powrotem.

Patrzcie, jak to się czyta:

No więc sami widzicie, obecność bibliotek jest bezsensowna. Książkę z biblioteki mógłbym przeczytać tylko wtedy, gdyby mi się nie podobała, a tego nie zrobię, bo mi się nie podoba. Spójrzcie – przecież na Rajskiej to wielkie gmaszysko można by przeznaczyć na jakąś bardziej pożyteczną instytucję.

A gdzie tu seks? No jak to gdzie? Każdy, kto choć raz był w bibliotecznej czytelni wie, że właśnie tutaj. To tutaj można spotkać najpiękniejsze dziewczyny, które przez rogowe oprawy okularów zagłębiają się w kolejnych tomiskach. Piękne podwójnie, bo kuszą nie tylko urodą, ale i rozwijanym intelektem.

A więc składam interpelację, by zlikwidować te bezużyteczne siedliska pokusy!

Mateusz Miga

fot. Foter.com

Czarny wtorek to cotygodniowy cykl, w którym autor próbuje mniej lub bardziej nieudolnie mierzyć się z rzeczywistością.

Czarny Wtorek: Pierwszy pingwin

Najnowsze

Co w Krakowie