Oto najnowsze dzieło szatana, za pomocą którego ten ostatni indoktrynuje nasze dzieci i zaprasza je do swego królestwa. Wygląda niewinnie, ale ma ponoć wielką moc – oto fidget spinner. Robi ostatnio wielką karierę.
Zabawka ma już kilka lat, ale w ostatnich miesiącach i tygodniach robi wśród polskich dzieci prawdziwą furorę. Co krok widać dzieciaka zajmującego ręce tą zabawką – spinnery są wszędzie – w tramwajach, na placach zabaw, w centrach handlowych. Nic specjalnego – łożysko, trochę plastiku, ale potrafi wciągnąć, a stąd… tylko krok do piekła.
Kościół katolicki z założenia nieufnie podchodzi do nowości i tak samo jest tym razem. Spinner wywołuje ostre reakcje. Portal Mały Dziennik napisał: „Rodzice musicie być świadomi – szatan indoktrynuje dzieci za pomocą tych zabawek”. Do krucjaty dołączyła Telewizja Republika informując, że zabawka swoim kształtem nawiązuje do trzech szóstek, a gdy wiruje w rękach dziecka, nietrudno dostrzec szatana.
Nie wiem, na ile te opinie to oficjalne stanowisko Kościoła, ale wedle informacji krążących w internecie, Fidget Spinner został wpisany na listę przedmiotów podejrzanych o konszachty z szatanem.
OK, postanowiliśmy spróbować i trzeba przyznać, że… coś w tym jest!
Zabawkę sprawiłem 12-letniemu Olkowi. Po kilku próbach chłopiec szybko doszedł do perfekcji, a zabawka faktycznie okazała się wciągająca. W ślad za tym nastąpiły solidne zmiany w jego życiu.
Po trzech dniach zabawy z pokoju Olka zniknęły plakaty piłkarzy, a pojawił się wielki wizerunek Nergala. Obok nieco mniejszy Harry’ego Pottera (który zdaniem portalu katolik.pl jest sprzymierzeńcem szatana, o czym świadczy piorun na jego czole).
Po tygodniu Olek zaproponował byśmy poszli na cmentarz sprofanować kilka grobów. Odmówiłem, ale gdy trzymałem fidget spinnera w dłoni pomysł ten wydawał mi się całkiem sensowny. „Oj tam, mała profanacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła” – mówił jakiś głos w mojej głowie. „Ot kopniemy jakiś krzyż, przewrócimy nagrobek, takie tam pierdoły, no chodź”. Z niemałym trudem odrzuciłem zabawkę, a tam gdzie padła do dziś widnieje jakiś dziwny, mroczny znak, a w powietrzu jeszcze przez chwilę unosił się swąd siarki.
Po dwóch tygodniach Olek zaczął przynosić ze szkoły, o zgrozo, same szóstki. – Mamo, mam trzy szóstki! – krzyknął pewnego dnia w progu. Spotkała go za to zasłużona kara.
Wreszcie musiałem przerwać eksperyment, gdy sąsiad przyszedł zapytać, czy nie widzieliśmy jego kota (czarnego), a Olek zrobił tylko niewinną minę.
Mateusz Miga
fot. Ryan Dickey via Foter.com
Czarny Wtorek to cotygodniowy cykl, w którym autor próbuje mniej lub bardziej nieudolnie mierzyć się z rzeczywistością.
Czarny Wtorek: Wychowujemy idiotów, którzy nie wiedzą dokąd idą