– Idziemy w tym kierunku, co spowoduje prędzej czy później, wyjście ludzi na ulice. W takich warunkach PiS nie wygra niczego i oni o tym wiedzą. Do tego jest jeszcze odpowiedzialność karna za to, co nawywijali przez te lata. Dopóki rządzą, nic im nie grozi. O tym też wiedzą. Zrobią wszystko, żeby władzy nie oddać, bo gdy stracą władzę, mogą wyjść na światło dzienne takie numery, że afera Rywina przy tym, co tam może na nas czekać, to piaskownica z babkami, łopatkami i foremkami do zabawy – mówi w wywiadzie dla KRKnews.pl Marcin Bzyk-Bąk.
W rozmowie z portalem KRKnews.pl kontrowersyjny muzyk nie zostawił suchej nitki na kandydatach na prezydenta. Zdradził także, czy weźmie udział w wyborach kopertowych i opowiedział, co sądzi o działaniach podejmowanych prze partię rządzącą.
KRKnews.pl: Czy weźmie Pan udział w wyborach korespondencyjnych?
Marcin Bzyk-Bąk: – Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej farsie i nie dlatego, że nawołuje do takiego kroku jedna z kandydatek opozycyjnych. Zresztą kandydatura i całą kampania tej pani jest nieporozumieniem. Kolejny kandydat opozycyjny, płaczący nad konstytucją, czy on kroił cebule w trakcie tego live streamu? Reasumując pomysł z wyborami, plebiscytem kopertowym to żenada i niepotrzebne narażanie ludzi, którzy będą pracowali przy tej akcji, no i koszty.
Tak naprawdę tylko jeden kandydat prowadził kampanię – pan Andrzej, bo miał ku temu instrumenty w postaci gospodarskich odwiedzin. Inni z powodu pandemii nie mieli możliwości normalnego prowadzenia kampanii. Także szanse nie są równe. Zresztą możliwości do nadużyć przy tych wyborach jest od metra, jak mawiał klasyk – nieważne kto głosuje, ważne kto głosy liczy.
Czy sądzi pan, że wybory 10 maja się faktycznie odbędą?
– Ciężko powiedzieć. Naczelnik państwa, pan Kaczyński jest pod ścianą. Co by nie mówić o tym panu, nie jest to głupi człowiek i wie co robi. Przełożenie wyborów o kilka miesięcy do przodu spowoduje, że pan Andrzej raczej nie wygra, gdyż zaczną się niepokoje społeczne związane z kryzysem, który nadciąga i nie ma co sobie opowiadać, że go nie będzie. Jest kilka wariantów, ale pochylanie się nad nimi w tym momencie to wróżenie z fusów. Wybory (plebiscyt) kopertowe raczej się odbędą. Bez względu na cenę.
Dlaczego partia rządząca tak bardzo upiera się na przeprowadzenie wyborów kopertowych?
– PiS nie ma wyboru. Potrzebują prezydenta do dalszej dewastacji Polski. Dla mnie to dewastacja, dla innych wprowadzanie zmian. Każdy to widzi po swojemu, nie mniej jednak prezydenta potrzebują. Wydaje mi się, że kondycja finansowa państwa jest zła – drukujemy pieniądze bez pokrycia, żeby spełnić obietnice i zobowiązania rządu. Pamiętam, że będąc dzieckiem, a później młodym chłopakiem, każdy był milionerem w tym kraju, tylko te miliony były niewiele warte.
Idziemy w tym kierunku, co spowoduje prędzej czy później, wyjście ludzi na ulice. W takich warunkach PiS nie wygra niczego i oni o tym wiedzą. Do tego jest jeszcze odpowiedzialność karna za to, co nawywijali przez te lata. Dopóki rządzą, nic im nie grozi. O tym też wiedzą. Zrobią wszystko, żeby władzy nie oddać, bo gdy stracą władzę, mogą wyjść na światło dzienne takie numery, że afera Rywina przy tym, co tam może na nas czekać, to piaskownica z babkami, łopatkami i foremkami do zabawy.
Maleńczuk: „Donosiciele i szaleńcy rządzą krajem”. Szokująca piosenka muzyków z Krakowa! Przegięli?!
Kto jest najbardziej rozczarowującym kandydatem?
– Hmm… Ciężkie pytanie. Część kandydatów jest anonimowa. Startują, żeby sobie wyrobić rozpoznawalność. To jedna grupa – czyli plankton. Kolejna ekipa to rozpoznawalnych osób, które chcą się jeszcze bardziej wylansować. W tej grupie najbardziej rozczarował mnie pan Hołownia. Ma facet charyzmę, program wyborczy, ale płacz nie przystoi poważnemu kandydatowi. Na litość wyborów się nie wygrywa.
Ostatnia grupa to kandydaci, którzy mieli powalczyć. W tej grupie pani Kidawa – Błońska szoruje po dnie i zakopuje się w mule. To się nie miało prawa udać. Generalnie największa partia opozycyjna jest największym rozczarowaniem. Roszady w kierownictwie miały pomóc, miało być nowe otwarcie – nic z tego nie wyszło. Jedyny z tej grupy posiadający RIGCZ to Pan Marszałek Senatu. Szacun dla tego pana.
Został mi jeszcze jeden kandydat do omówienia. Pewniak z poparciem sięgającym według niektórych mediów 99 procent. Tu oczywiście podkoloryzowałem trochę poparcie dla pana Andrzeja. Na tego pana nigdy nie zagłosuje, ponieważ ponosi on odpowiedzialność za legitymizowanie podpisami tej całej dobrej zmiany, po której będziemy sprzątali latami.
Jak ocenia pan kampanię wyborczą? Czy ona w ogóle się obyła?
– Zanim wybuchła panika związana z koronawirusem, kampania się odbywała. Natomiast po wprowadzeniu kwarantanny tylko jeden kandydat prowadził kampanię w miarę normalnym trybie – pan Andrzej. Z niesmakiem obserwowałem gospodarskie wizyty w szpitalach, podstawianie umówionych ludzi, którzy odgrywali oskarowe role. Internety wygrał pan Szymon, który całkiem żwawo sobie poczynał – dopóki się nie popłakał. Pan Władek też był widoczny w internecie, starał się chłopina, ale szans nie miał równych. Pan Stanisław pokazał na konferencji karty do głosowania i to był hit dwudniowy, internet został nakarmiony. Na innych kandydatów, czyli pana Roberta, pana Krzysztofa spuszczę zasłonę milczenia. Cytując klasyka – Koko dżambo i do przodu.
Rozmawiała Justyna Słowikowska