Według legendy krakowskie gołębie są zaczarowane. Pod postacią ptaków mają być bowiem ukryci rycerze Henryka IV Probusa, którzy wciąż oczekują powrotu swojego pana. Bajki zostawmy jednak na boku. Z pewnością bliżej prawdy był prozaik i satyryk Jan Sztaudynger , który pisał kiedyś tak: „gołębiami brukowany Kraków, gówno ma z tych ptaków”.
Spór o to czy należy dokarmiać gołębie trwa od dawien dawna. Ten specyficzny gatunek ptaków stał się już niemal wizytówką Krakowa. Często jednak radość z ich spotkania odczuwają tylko turyści, natomiast przerażenie widocznie jest na twarzach mieszkańców. Wszystko przez skupiska zwierząt, a dokładniej to, co po sobie tam pozostawiają.
Niedziela. Godzina 15:30 Borek Fałęcki, słońce świeci, a ludzie rozpinają kurtki. Wtem przychodzi starsza, poczciwa pani. W ręce trzyma obwarzanka. Dostrzega w pobliżu gołębia, któremu rzuca dosyć spory kawał pieczywa. Przylatują kuzyni, czerwone oczy ptaków rejestrują żywność z precyzją snajpera. Zebrani tam oczekujący na autobusy nerwowo zerkają, w którą stronę mogą uciec. Podobny obszar jest chociażby na Hali Targowych czy w wielu miejscach obok Rynku.
Ostatnie czego chcę, to pójść na wojnę z gołębiami. Ptaki są symbolem Krakowa i basta. Ale ich dokarmianie w takich miejscach uważam za nieuczciwą praktykę. Niestety choć ptaki te stanowią niewątpliwą atrakcję Krakowa, to również paskudzą miasto. Jednak bardziej winni od ptaków, które to swoje potrzeby załatwić gdzieś muszą, są ludzie, którzy je dokarmiają. Często w miejscach publicznych – kompletnie nie zważając na przebywające tam osoby, a przy tym szkodząc samym ptakom, które na skutek takiej praktyki stają się ospałe, leniwe i paskudzą na potęgę.
Tymczasem chociażby w Łodzi dokarmiać gołębie można jedynie w miejscach do tego wyznaczonych. Choć odchody tych ptaków niszczą budynki i zabrudzają miasto, to nie znaleziono dowodów na to, że gołębie przenoszą na ludzi jakiekolwiek choroby. W Krakowie do tej pory jedynie kilka wspólnot mieszkaniowych zdecydowało się na własne wewnętrzne przepisy zabraniające karmienia gołębi na balkonach czy parapetach.
Choć problem jest niewygodny, to należy o nim mówić. Na razie zamiast wróbla w garści, mamy tylko gołębie na dachu. Często na własne życzenie.
Jakub Stolarczyk
Simczuk via Foter.com / CC BY-SA