Kraków wciąż żyje Światowymi Dniami Młodzieży. Mimo, że od zakończenia wydarzenia minęło już kilkanaście dni, to flagi, banery i oznakowanie ulic, które pomagało turystom i pielgrzymom w czasie ŚDM, wciąż wisi – i to mimo, że zgodnie z umową, firma odpowiedzialna za jej powieszenie i usunięcie, powinna zrobić to do ub. poniedziałku.
– To już taka moda krakowska, po wyborach wiszą plakaty, a po ŚDM znaki zmieniające organizację ruchu i informujące np. o wodopojach – uśmiecha się ironicznie Maciej Mak, krakowski taksówkarz, którzy dzień w dzień mija dziesiątki znaków związanych ze Światowymi Dniami Młodzieży. – Przyjezdni mogą się jednak łatwo pomylić, bo wiele znaków wprowadza w błąd – dodaje.
Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu tłumaczy, że oznakowanie nie zniknęło z ulic od razu, bo tak zostało ustalone w umowie, jaką miasto podpisało z firmą odpowiedzialną za umieszczenie i usunięcie znaków. Te powinny zostać jednak usunięte po 8 sierpnia, ale firma odpowiedzialna za wykonanie prac nie wywiązała się z umowy i poprosiła o wydłużenie czasu o dwa dni, co i tak nie wystarczyło na usunięcie oznakowania. Miasto rozpoczęło więc naliczanie kar za niewywiązanie się z umowy, choć ich wysokość nie jest oficjalnie znana.
Nie wiadomo również, co stanie się ze znakami, które w czasie Światowych Dni Młodzieży informowały pielgrzymów o drodze dojścia do centrum, czy miejsc, gdzie odbywały się uroczystości i spotkania z papieżem Franciszkiem. ZIKiT tłumaczy, że oznakowanie należy do firmy, która je montowała i to ona podejmie decyzję nt. jego przyszłości i ewentualnego, ponownego wykorzystania.
Warto przypomnieć, że za oznakowanie ulic, Kraków zapłacił 728 tys. złotych.
(tt)