To, że Jacek Majchrowski zapewne rozważa bardzo poważanie kandydowanie na kolejną kadencję, zawdzięcza paradoksalnie… Łukaszowi Gibale. To ten polityk pokazał, jak duży potencjał drzemie jeszcze w obecnym prezydencie, dał mu swoisty power do działania i uzmysłowił, że krakowianie nie chcą na razie nic zmieniać – pisze nasz dziennikarz Kazimierz Krakowski.
Wydawać się mogło, że obecna kadencja Prezydenta Jacka Majchrowskiego będzie jego ostatnią. Osiągnął już prawie wszystko, co można było. Wygrał cztery razy z rzędu, niemal deklasując kontrkandydatów. Urzęduje najdłużej ze wszystkich prezydentów i tak zapewne można by wyliczać dość długo. A cały czas niezmiennie cieszy się dużą sympatią krakowian. Nawet wyrosło pokolenie krakusów, które pamięta tylko Jacka Majchrowskiego na stanowisku prezydenta.
Giełda nazwisk
On sam był prawie przekonany, że to jego ostatnia kadencja, co było widać podczas ostatniej kampanii wyborczej, kiedy wyraźnie zapowiadał zakończenie pewnego etapu rozwoju miasta.
I tak też wyglądało pierwsze półtorej roku jego kadencji – raczej kończenie rozpoczętych projektów niż zaczynianie nowych. W urzędzie miasta mówiono, że wkradł się pewnego rodzaju marazm w działania administracji i czuć było pewną nerwowość, niepewność, co dalej, brak wizji i kontynuacji po obecnym prezydencie.
Próbowano typować osoby które mogłyby wystartować z poparciem Jacka Majchrowskiego. Nieśmiało zaczęła się tworzyć giełda nazwisk. Szeptano o wiceprezydencie Andrzeju Kuligu, pojawiły się nawet kandydatury szefowej Krakowskiego Biura Festiwalowego Izabeli Helbin, a wcześniej byłej wiceprezydent Magdalenie Sroki. I jeszcze kilka innych. Tylko, że to Jacek Majchrowski nie był do nich przekonany, słusznie przewidując, że na dzień dzisiejszy żadne z potencjalnych nazwisk nie daje szansy na zwycięstwo.
I nagle pojawił się Łukasz Gibała z pomysłem referendum, w którym chciał odwołać obecnego prezydenta.
Gibała nie docenił Majchrowskiego
Nie da się ukryć, że dla wszystkich, zapewne też dla samego Majchrowskiego, to był pewnego rodzaju szok. Oczywiście, wszyscy zdawali sobie sprawę z ambicji byłego posła, ale raczej nikt nie spodziewał się takiego rozwiązania. Myślano raczej, że poczeka i wystartuje w kolejnych wyborach, licząc zapewne – jak większość potencjalnych kandydatów – że obecny prezydent już nie wystartuje. To otwarłoby arenę do naprawdę krwawego starcia i bardzo emocjonującej kampanii.
Ale Gibała znów nie docenił Majchrowskiego.
I stało się to, co tak naprawdę stać się musiało. Prezydent, jak to ma w zwyczaju, po serii spotkań, po wsłuchaniu się w prezentowane mu opinie, szybko przeszedł do kontrofensywy. Okazało się, że doskonale umie odpowiedzieć na ataki Gibały, a tak naprawdę…. Gibałę zignorować, nie uznając go za mogącego mu zagrozić przeciwnika.
Krakowianie nie chcą zmian
Majchrowski, w trakcie zbierania podpisów za jego odwołaniem, nie skupił się na polemice z byłym posłem, tylko zaczął dyskusję: co dalej z Krakowem, jakie miasto zostawimy dla przyszłych pokoleń. Na to sztabowcy Gibały nie potrafili już zareagować, skupiając się na dużo wcześniej zdiagnozowanych nie tylko przez nich bieżących problemach. I taka taktyka przyniosła sukces w postaci braku wymaganych podpisów za referendum – nie wspominając już o nim samym ale to już dziś tylko historia.
To, że Jacek Majchrowski zapewne rozważa bardzo poważanie kandydowanie na kolejną kadencję, zawdzięcza paradoksalnie… Łukaszowi Gibale. To ten polityk pokazał, jak duży potencjał drzemie jeszcze w obecnym prezydencie, dał mu swoisty power do działania i uzmysłowił (przez to, że nie zebrał wymaganej liczby podpisów mieszkańców za referendum), że krakowianie nie chcą na razie nic zmieniać. I na nic się tu nie zda próba skanalizowania kilku procent niezadowolonych wyborców (nie da się zadowolić wszystkich) w lansowaną przez Gibałę żółtą kartkę dla Majchrowskiego, gdyż były poseł nie tylko nie jest się sędzią w tym meczu, ale samemu zszedł z boiska z czerwoną kartką! Jak to mówią dzieciaki na boisku – żółta kartką z szatni się nie liczy.
Nie zatrzymuję się koni w galopie
Majchrowski znów więc ruszył do działania, spotyka się i dyskutuje z mieszkańcami, znów jest aktywny – to przedszkole modułowe, to konferencja, to dyskusja o smogu – znów jest go wszędzie pełno. Działa, jak niektórzy tylko podczas kampanii. A dla niego to dzień, jak co dzień.
I szybko w urzędzie miasta ucichał giełda nazwisk, bo okazało się, że poważane nazwisko jest tylko jedno. Już nikt nie mówi, że to ostania kadencja – raczej wszyscy zastanawiają się kiedy Jacek Majchrowski ostatecznie zdecyduje, czy to już naprawdę koniec czy jednak uzna, że nie zatrzymuję się koni w galopie, bo że ponownie w nim jest, już wszyscy zobaczyli.
Kazimierz Krakowski
fot. DrabikPany via Foter.com