– Ostatnio uczestniczyłam w proteście pod kurią w związku ze słowami abp Jędraszewskiego wobec osób LGBT i też uznałam to za obligo dla osoby wierzącej, by przeciwstawiać się mowie nienawiści. Bez względu na to, czy to polityk ateista, czy hierarcha kościelny. Nie ma różnicy. Przeciwko jakiemuś złu trzeba się po prostu przeciwstawić – mówi dla KRKnews.pl Marta Wodyńska (Tatulińska), kandydatka w wyborach do sejmu na liście Koalicji Obywatelskiej.
W wywiadzie dla KRKnews.pl Marta Wodyńska (Tatulińska) odpowie na pytania, czy dzieciom w szkole potrzebna jest obowiązkowa edukacja seksualna oraz religia. Kandydatka nie zostawi suchej nitki na reformie edukacji wprowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość, a także opowie o bolączkach uczniów i nauczycieli.
KRKnews.pl: W dyskusjach o szkolnictwie często zapomina się o licznych przypadkach depresji czy też samobójstw wśród młodzieży, które powodowane są przez brak akceptacji wśród rówieśników, hejt czy przemoc w szkołach. Może nauczyciele powinni bardziej zwracać uwagę na problemy uczniów niż na nauczanie o pantofelkach?
Marta Wodyńska (Tatulińska): – Skupianie się przez nauczyciela, który musi się skrupulatnie rozliczać na wymuszonej przez system realizacji programu powoduje, że gubimy gdzieś w tym wszystkim dzieci. Taki model nie jest systemem wspierającym. Bardzo kuleje poradnictwo psychologiczno-pedagogiczne. Faktycznie skala depresji młodzieńczej, prób samobójczych dzieci czy badania dot. agresji w szkole powinny nam dać do myślenia, jak działać w kierunku polepszenia procesów wsparcia psychologiczno-pedagogicznych. Dzieciaki często nie mają do kogo się zwrócić. Wychowawca skupiony jest na pracy dydaktycznej, a w tych warunkach często traci z oczu funkcję mentora czy opiekuna. Absolutnie nie sprzyja poprawie tego deforma edukacji, bo przez przepełnienie placówek edukacyjnych i wszechobecny chaos traci się bezpośrednie relacje z dziećmi. Dobra szkoła jest oparta na relacjach i wszelkie badania neurobiologów mówią o tym, że szkoła musi być bezpieczna w kontekście relacyjnym. Bezpieczeństwo to nie tylko właściwe oznaczenia wyjść ewakuacyjnych. Dziecko, nie mogące zwrócić się do rodzica o pomoc i będące źle traktowane przez rówieśników, musi mieć bezpiecznik, a nim powinien być wychowawca lub wybrany przez ucznia ze względu na sympatię nauczyciel czy też pedagog szkolny. To jest najważniejszy element tej układanki.
Szwankuje psychiatria dziecięca i to nie tylko na tym poziomie opieki szpitalnej. Nie rozmawiamy z dziećmi o problemach psychologicznych czy zaburzeniach psychicznych, które są tematami tabu. Dzieciaki nie czują się bezpieczne w rozmowach o tym. Szukają wsparcia na dziwnych grupach internetowych i dają sygnały, których dorośli nie identyfikują jako niebezpieczne. Funkcja opiekuńcza szkoły jest często rozumiana jako praca świetlicowa czy kwestie żywienia w szkole. A powinna to być też, a może przede wszystkim, funkcja psychologiczno-pedagogiczna szkoły.
Niektórzy nauczyciele czy też inne osoby lubią mówić, że „to nie szkoła wychowuje tylko rodzice”.
– Rodzice powinni wychowywać dzieci, zgodnie z wyznawanymi wartościami. Instytucje publiczne są od tego, by zabezpieczać interesy obywateli, w tym przypadku dzieci. Jeżeli rodzina jest dysfunkcyjna w jakimś obszarze, to szkoła jest po to, by dziecku dać wsparcie. Absolutnie nie zgadzam się, że szkoła nie jest od wychowywania. Ma kształtować charaktery i postawy, prowadzić edukację obywatelską czy patriotyczną, oczywiście nie w rozumieniu takim jak PiS. Wychowuje się również w relacji z dorosłym człowiekiem poprzez dawanie przykładu. Jeżeli nauczyciel mówi do dziecka „zamknij się” czy „ty durniu”, to źle wychowuje ucznia. To przekazanie nie tylko treści, ale też postaw, które powinny być nieakceptowalne społecznie. Dziecko spędza przez wiele lat czas z nauczycielem i w szkole powinno spotykać się z prawidłowymi postawami. Nie da się oddzielić szkoły od wychowania.
Nauczyciele również potrafią zachowywać się niewłaściwie poprzez mobbingowanie uczniów czy ośmieszanie ich przed rówieśnikami. Czy takie osoby powinny być zwalniane z pracy?
– Nauczyciel jest zawodem społecznego zaufania, do którego powinny wchodzić osoby zweryfikowane również przez kompetencje społeczne. To jest kluczowy aspekt. Karta nauczyciela uniemożliwia dyrektorom tworzenie polityki kadrowej. Nawet jeśli nauczyciel faktycznie mobbinguje dziecko czy używa mowy nienawiści, to dyrektor ma bardzo ograniczone możliwości zwolnienia takiego nauczyciela.
Osoby wykonujące ten zawód powinny mieć też wsparcie. System powinien im umożliwiać współpracę. Nauczyciele rywalizują między sobą, bo również są oceniani. To destrukcyjne dla całego systemu. Niechętnie dzielą się wiedzą czy doświadczeniem. Często jeden nie radzi sobie z konkretnym uczniem, a inny ma świetną relację z nim. Ta rozmowa w grupach nauczycielskich na temat tego, co działa lub też nie, jest bardzo ważna. W systemie szukania haków nauczyciele niechętnie się dzielą. Ważne dla każdego porównywanego ze sobą człowieka jest wykazanie się. W Finlandii nie ma rankingowania, tylko się pomaga i wszystkie siły i środki kieruje się tam, gdzie szkoły osiągają gorsze wyniki.
Uczniowie przez wiele godzin poznają życie pantofelka czy życie Starożytnej Grecji. Czy szkoła powinna pokazywać przydatne w życiu umiejętności, czyli jak w bezpieczny sposób korzystać z Internetu czy też jak zarządzać oszczędzonymi pieniędzmi?
– Wszystko powinno być zmienione. Podstawy programowe są totalnie przeładowane. Kompletnie nie jest nam potrzebna budowa pantofelka czy definicje części umundurowania rycerza średniowiecznego. Brakuje edukacji medialnej, równościowej, seksualnej czy obywatelskiej. Nie ma interdyscyplinarności. Historia jest oderwana od języka polskiego czy geografii, a biologia od fizyki i chemii. Programy nauczania powinny zostać skonstruowane przez ekspertów, a nie polityków. Nauczyciele powinni w grupach tematycznych konstruować tematy omawiane na lekcjach. Program nauczania powinien być faktycznie ramowy, wskazywać obszary kluczowe, zgodnie z wiedzą ekspercką potrzebne. Najchętniej widziałabym to tak jak Finowie, którzy są w procesie odchodzenia od przedmiotów i tworzą program interdyscyplinarny.
Nie możemy też dokładać osobno kolejnych przedmiotów, bo zrobi się nam 60 zamiast 30 godzin. To wszystko musi być rozpisane przez ekspertów i ludzi światłych na nowo. Postrzeganie edukacji jako nauczania wiedzy encyklopedycznej na pamięć to podejście XIX wieczne. Potrzebujemy ludzi, którzy potrafią ze sobą rozmawiać, krytycznie oceniać informacje i konstruować pytania. Dzieciaki nie potrafią pytać, bo to rola nauczyciela. Ten który wie, pyta tego który nie wie. A widzę zdobywa się w rozmowie, dzieci uczą się przy muzyce czy ruchu. Obecnie są uławkowione i patrzą sobie na plecy, zamiast wspólnie rozwiązywać zadania z matematyki. Każde dziecko ma różne możliwości, zasób wiedzy czy potencjał wyniesiony z domu. Podstawy programowe są do kosza! Ramowy plan nauczania, który dyktuje nauczycielowi, który musi wypisać dokładnie w dzienniku, co dokładnie zostało przerobione również. Przez to nie ma czasu na prawdziwą edukację!
Czy edukacja seksualna powinna być przekazywana uczniom w domu, a nie w szkole?
– Ostatnio spotkałam się z dziewczynką, która myślała o miesiączce jak o wypadaniu zębów mlecznych. Jak dostała raz miesiączkę, to więcej nie dostanie. Była bardzo zdziwiona, że miesiączkowała w kolejnym miesiącu. Dzieci szukają informacji w sieci, a nie zawsze są prawdziwe i adekwatne do wieku. To co mówi partia rządząca o edukacji seksualnej, postrzegając ją jako seksualizację czy naukę masturbacji w przedszkolu, to absolutna bzdura i propaganda. Jest to edukacja dla zdrowia i bezpieczeństwa, profilaktyka ciąż, aborcyjna czy zachowań patologicznych. Dobra edukacja seksualna prowadzi do tego, że dzieci poznają własne granice i innych osób, czy jakaś inna osoba narusza ich seksualność. Powinny poznawać własne ciało i wiedzieć, jak funkcjonuje. W tym powinniśmy dzieci wspierać i po to edukacja seksualna jest. Wiele dzieci nadal nie wie, jak przebiega proces zapłodnienia.
To prawda, a nawet często nie wiedzą tego niektórzy młodzi dorośli ludzie.
– Jeżeli mówimy o profilaktyce ciąż czy też w związku z tym profilaktyce aborcyjnej, to edukacja seksualna jest tu kluczem. Już sam fakt zaistnienia debaty publicznej na ten temat, powoduje spadek ciąż wśród młodych osób. W Finlandii były prowadzone takie badania. W czasie, gdy prowadzono tam dyskusję na ten temat, to liczba ciąż wśród dziewcząt spadła. Było tak samo w przypadku wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół, co spowodowało spadek liczby aborcji wśród młodych dziewcząt i kobiet. Za edukacją seksualną idzie wsparcie psychologiczne. To nie jest tylko wiedza zdrowotna. Za tym idzie zdrowie fizyczne, psychiczne oraz społeczne. Jestem ogromną zwolenniczką wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół, ale na początku muszą być to zajęcia dobrowolne. Jesteśmy takim społeczeństwem, że gdy narzuca nam się coś, to natychmiast się przeciw temu buntujemy. Doświadczenie wielu szkół wskazuje, że jest to właściwy kierunek.
O seksie cicho sza! Wojewoda małopolski unieważnił uchwałę o zajęciach wychowania seksualnego
A co z religią? Czy to kwestia indywidualna, którą powinni zająć się rodzice zamiast szkoły?
Jestem osobą wierzącą, ale religia nie powinna być przedmiotem szkolnym. Na pewno nie w sposób, jak wygląda to teraz. Dzieci są oceniane z wiary czy deklamowania pacierza. To jest nieskuteczne i sprawia, że najmłodsi odsuwają się od wiary. Obserwując to, co dzieje się w instytucjach kościelnych, jak wypowiadają się hierarchowie, a ich język kompletnie nie jest tożsamy z podstawowymi prawdami wiary. Religia nie jest opowieścią o wierze, tylko próbą wtłoczenia jakiś treści przez osoby niezweryfikowane. To kompletnie mija się z celem. Jeżeli Kościół Katolicki chce prowadzić religię tak, jak wygląda obecnie to powinien robić to na własny koszt i poza planem nauczania. Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby religia katolicka czy inna mogła funkcjonować w szkole, w wynajmowanych salach, by dzieci nie musiały udawać się w inne miejsca. Ale nie może być tak, że religia będzie kolidowała z innymi przedmiotami i traktowana priorytetowo. Musi być poza planem dnia, by dzieci nie uczęszczające na religię, nie musiały czekać w świetlicy. W 2018 r. religia kosztowała budżet państwa 1,5 mld złotych. Dodatkowo Kościół nie jest instytucją opodatkowaną. Coś tu nie gra, a praktykowanie wiary jest naszym wewnętrznym wyborem i nie powinno to być finansowane z pieniędzy wszystkich obywateli. Myślę tak jako osoba wierząca. Ostatnio uczestniczyłam w proteście pod kurią w związku ze słowami abp Jędraszewskiego wobec osób LGBT i też uznałam to za obligo dla osoby wierzącej, by przeciwstawiać się mowie nienawiści. Bez względu na to, czy to polityk ateista czy hierarcha kościelny. Nie ma różnicy. Przeciwko jakiemuś złu trzeba się po prostu przeciwstawić.
Co jest najgorsze w reformie edukacji Prawa i Sprawiedliwości?
Deforma jest najgorsza. Wydawać by się mogło, że to prosty mechanizm likwidacji gimnazjów. Natomiast, niesie on ze sobą przeróżne konsekwencje. Są one namacalne w postaci przeładowania w szkołach, gdzie w liceach dzieciaki nie są w stanie pójść do toalety czy zjeść obiad. Pracują od godz. 7.00 lub kończą o godz. 20.00. Jakby jakiś pracownik miał takie warunki pracy, to pracodawca miałby natychmiastową kontrolę z inspekcji pracy i dostałby gigantyczne kary finansowe, a my skazujemy na to dzieci. Dorosły ma 40-godzinny czas pracy, a dzieciaki pracują po 50 czy 60 godzin. W szkole się uczą i mają mnóstwo zadań domowych, ale efektywność nauczania jest niska, więc mają korepetycje.
Wszystko jest do zmiany, tylko nie wolno nam wprowadzać nowej rewolucji. Musi być to przemyślany proces, w którym wiemy dokąd zmierzamy – do szkoły bezpiecznej w sensie budowania kompetencji miękkich, rozmowy, wsparcia psychologicznego, rozumienia świata czy siebie, szacunku do siebie, innych oraz instytucji. System edukacji powinien opierać się na zaufaniu. Powinien mieć bezpieczniki, jak w demokratycznym państwie prawa powinny być bezpieczniki w postaci wolnych i niezawisłych sądów, trybunału konstytucyjnego czy sądu najwyższego. W systemie edukacji to musi być m.in. weryfikacja pracy nauczyciela, możliwość zwalniania go z pracy, jeśli się do tego nie nadaje czy stwarzania odpowiednich warunków do pracy i nauki oraz poradnictwo psychologiczno-pedagogiczne.
Rozmawiała Justyna Słowikowska