Było: wielka feta, przecinanie wstęgi i ostry konflikt pomiędzy magistratem, a wojewódzką konserwator zabytków. Jest: donice służące za popielniczki i sterczące smutno uschnięte kikuty. 26 drzew ustawionych na placu Nowym, bo o nich mowa nie przetrwało próby czasu.
Przypomnijmy, donice z drzewami stanęły na tym najpopularniejszym kazimierskim placu pod koniec maja. Były elementem opracowanej przez mieszkańców, aktywistów i urzędników koncepcji reorganizacji przestrzeni placu, na którym zaczęła obowiązywać nowa organizacja ruchu, znacznie ograniczająca możliwość poruszania się samochodem.
Zaaranżowana na nowo przestrzeń stała się osią sporu toczącego się na linii magistrat-wojewódzka konserwator zabytków, która nakazała przywrócenie placu do poprzedniego stanu.
Pijane drzewa
Gdy miejscy urzędnicy wymieniali się oficjalnymi pismami z Moniką Bogdanowską, stan drzew zaczął się drastycznie pogarszać. Już w połowie czerwca zaczęły się na nich pojawiać pożółkłe liście i uschnięte gałęzie.
Piotr Kempf, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej tłumaczył, że winą za taki stan należy obarczyć imprezowiczów, wylewających do donic resztki drinków. Pokaźnych rozmiarów donice zaczęły służyć również za popielniczki i śmietniki. Szef ZZM zapowiedział, że jego jednostka będzie pomagać drzewom, przepłukując donice co 2-3 tygodnie.
Martwa natura
Starania Zarządu Zieleni Miejskiej nie przyniosły jednak oczekiwanego efektu. Stan drzew pogarszał się z tygodnia na tydzień. Dziś z ponad 20 roślin zielonych jest zaledwie kilka.
– Mniej więcej tyle zostało z „zielonych” instalacji na placu Nowym. Większość drzew umieszczonych w wątpliwej urody donicach, nie przystających do charakteru zabudowy po prostu umarła. Jedynym zielonym akcentem jest siatka maskująca elewację remontowanego na hotel budynku byłej przychodni – tak stan drzew opisuje jedna z internautek.
– Jak można dopuścić do takiego zaniedbania? Jak można tłumaczyć niedbalstwo tym, że turyści podlewają drinkami rośliny i dlatego usychają? Co jeszcze zostanie wymyślone na usprawiedliwienie głupoty, trwonienia publicznych pieniędzy i niedbalstwa? Nie ma gorszej wizytówki tego miejsca. Czy ta historia powtórzy się następnej wiosny? – oburza się.
Pod jej wpisem pojawiły się krytyczne komentarze, w których padał zarzut niedbalstwa ze strony Zarządu Zieleni Miejskiej. Latem, gdy temperatury sięgały 35 stopni, drzewa miały być podlewane… w samo południe.
ZZM: byle do wiosny
Piotr Kempf, w rozmowie z KRKnews.pl podtrzymuje opinię, że winą za stan roślinności na pl. Nowym należy obarczać balangowiczów, odpierając jednocześnie zarzuty o zaniedbania ze strony miejskich ogrodników.
– Te drzewa są w tych donicach bodajże trzeci rok i pojechały na pl. Nowy w dobrym stanie. Nie są to drzewa, które zostały specjalnie kupione w tym celu. Przez dwa lata pełniły swoją funkcję w różnych miejscach. Te które tam są w większości przyjechały w większości z ul. Pawiej, gdzie miały się dobrze i były pielęgnowane dokładnie tak samo, jak teraz. Tutaj ciężko mówić, że sposób pielęgnacji spowodował, że nagle uschły, czują się źle. Trzeba szukać innego powodu – stwierdza.
Jak dodaje, na ul. Pawiej, na której rozlokowane były wcześniej panowały zbliżone warunki do tych na pl. Nowym, jedyną zmienną są wszak turyści.
Dyrektor ZZM potwierdza, że donice były przepłukiwane, tak by nie dopuścić do zwiększania się w glebie stężenia alkoholu, to jednak nie pomogło.
Czy los drzew jest zatem przesądzony? Niekoniecznie. – Zobaczymy, jak będą się czuły na wiosnę, cały czas je monitorujemy. To, że mają pożółkłe liście nie nie znaczy, że uschły, przypominam, że mamy już wrzesień – tłumaczy.
Jak dodaje, o przyszłości drzew w tym miejscu zadecyduje Zarząd Dróg Miasta Krakowa. Jeśli drogowcy zadecydują o kontynuacji pilotażu, a na wiosnę okaże się, że drzewa jednak nie przetrwały zimy, ZZM będzie szukał bardziej odpornych gatunków.