Miały pomóc w walce ze smogiem, a są drogą zabawką dla dużych chłopców

To się nazywa wyrzucanie pieniędzy w błoto! Chwalone przez populistów (dzień dobry, panie radny Wantuch) drony, które mają mierzyć „stężenia wskaźników jakości powietrza pod kątem spalania odpadów” okazały się jednym wielkim niewypałem. I to niewypałem za gigantyczne(!!!) pieniądze.

Drony latające nad naszymi kominami to pomysł między innymi radnego Łukasza Wantucha. Jego inicjatywa spotkała się z pozytywnym odbiorem wielbicieli polityka i tych, którzy chcieliby walczyć ze smogiem, ale nie wiedzą jak.

Zachowują się trochę jak chłopcy, którzy kiedyś puszczali latawce, później latali samolotami – zabawkami, a teraz bawią się dronami. Za nasze, a jakże.

Jedna sesja latania dronem to kosz 12 300 złotych! W ciągu dwóch pierwszych sesji… nie wykryto ani jednego przypadku spalania odpadów. Żeby tego było mało, umowa podpisana przez magistrat opiewa na kwotę 147 600 złotych i przewiduje maksymalnie 12 sesji w okresach grzewczych w tym roku.

Tymczasem strażnicy miejscy od lat prowadzą kontrole. – Naprawdę nie musimy używać sprzętu latającego, aby sprawdzić, czy ktoś pali śmieciami, czy nie – mówi nam jeden ze strażników. Dodaje, że na podstawie wiedzy, obserwacji i doświadczenia, funkcjonariusze są w stanie niemal z całą pewnością stwierdzić, czy wydobywający się z komina dym zawiera w sobie zakazane substancje.

– Nie trzeba wydawać na to tysięcy złotych, bo dron – choć jest efektowny – tak naprawdę nie spełnia swojej roli. Stosunek efektów do ceny jest marny – dodaje strażnik.

Co więcej, puszczanie pieniędzy z dymem to tylko jedna z wielu kontrowersji, jakie budzą latające nam na głowami drony.

O kolejnych będziemy sukcesywnie pisać w portalu KRKnews.pl w najbliższych dniach. Dowiecie się także, kto i ile zarabia na smogu, bo to całkiem dochodowy interes.

(lm)

Zdjęcie tytułowe: Pixabay

Najnowsze

Co w Krakowie