– Jeżeli ktoś oczekuje ode mnie, że po pięciu latach w radzie miasta Krakowa da się być na poziomie ogólnopolskim, tak, żeby mierzyć się z Wassermann, Adamczykiem czy Terleckim, to życzę powodzenia. Chciałbym zobaczyć takiego, który z poziomu rady jest w stanie zbudować sobie aż taką rozpoznawalność – mówi nam Aleksander Miszalski, szef małopolskiej PO i kandydat na posła. W rozmowie z KRKnews.pl, polityk odpowiada na zarzuty dotyczące braku liderów w krakowskiej Platformie.
Mówi także o bratobójczej walce na liście Koalicji Obywatelskiej oraz o tym, dlaczego PiS nie powienien prowadzić brudnej i brutalnej kampanii wyborczej.
Łukasz Mordarski: Co pan sobie pomyślał widząc na pierwszy miejscu na liście Pawła Kowala, zamiast siebie?
Aleksander Miszalski: Że… to ciekawe rozwiązanie.
Błagam pana. Nie dość, że podrzutek z Warszawy, to jeszcze z PiS-u.
W PiS-ie już dawno pan Kowal nie jest. Poza tym rozumiem logikę kierownictwa partii, które próbuje iść jak najszerzej i wybierać na listy polityków zarówno centroprawicowych, jak i centrolewicowych. Paweł Kowal jest rozpoznawalny ogólnopolsko i będzie toczył dyskurs z Małgorzatą Wassermann czy Jarosławem Gowinem. To ciekawa koncepcja.
Dlaczego Grzegorz Schetyna panu nie zaufał i nie poparł pomysłu z panem jako liderem listy?
Ja jestem radnym miasta i to dopiero piąty rok. Fakt, jestem też szefem regionu, dosyć szybko awansowałem w strukturach partyjnych, ale liderami list są osoby rozpoznawalne ogólnopolsko.
To oznacza, że w Krakowie nie ma takiego nazwiska?
Być może kierownictwo partii zdecydowało, że nikt z Krakowa nie jest na miarę rywalizacji z Wassermann, Gowinem, Terleckim czy Adamczykiem. Trzeba powiedzieć sobie jasno – lista PiS-u jest bardzo mocna. To są aktualni liderzy partii, ministrowie…
Poza tym chciałem zauważyć, że nie tylko w Krakowie mamy korekty Warszawy do rozwiązań zaproponowanych przez regiony. W Poznaniu, Rafał Grupiński, poseł od lat, startuje z dwójki. W Łodzi liderem jest znany dziennikarz Tomasz Zimoch, w Kielcach Bartłomiej Sienkiewicz, w Rzeszowie Tadeusz Ferenc… To są nazwiska rozpoznawalne i ja rozumiem ten tok myślenia kierownictwa partii.
Pierwsze komentarze po ogłoszeniu Kowala jedynką w Krakowie były takie, że to kolejny podrzutek z Warszawy, co świadczy o słabości krakowskich polityków. To przytyk chyba głównie do Pana.
Wie pan co… jestem szefem PO w Małopolsce dopiero półtora roku. Jestem radnym miasta pięć lat. Jeżeli ktoś oczekuje ode mnie, że w takim czasie da się być na poziomie ogólnopolskim, tak, żeby mierzyć się z Wassermann, Adamczykiem czy Terleckim, to życzę powodzenia. Chciałbym zobaczyć takiego, który z poziomu rady miasta jest w stanie zbudować sobie aż taką rozpoznawalność.
A to, że ja zostałem szefem regionu, a nie któryś z posłów, to już pytanie nie do mnie.
No właśnie – przecież posłowie to politycy ogólnopolscy. Nie są liderami?
Każdy z nich jest na swój sposób liderem czy to środowiskowym czy jakiejś grupy mieszkańców. Natomiast w Warszawie uznano, że nikt nie jest tak silną marką ogólnopolską, aby walczyć z PiS-em. Przypomnę, że Małopolska jest bastionem tej partii i praktycznie co drugi polityk najwyższego kalibru PiS-u jest z naszego regionu.
Dlaczego szef regionu, czyli pan, jest na liście niżej niż – bądź co bądź – szeregowy poseł Grzegorz Lipiec?
Myślę, że zaważył tutaj bardzo dobry wynik Grzegorz Lipca w ostatnich wyborach do sejmiku. A może też lata obecności w polityce?
Nie dotknęło to pana?
Nie. Z Grzegorzem mamy dobre relacje. Nie czuję się dotknięty.
Powiedział pan, że każdy z posłów PO na swój sposób jest liderem. Ja uważam, że każdy z nich jest na podobnym poziomie rozpoznawalności i ma podobną „siłę rażenia”. Nie ma pan obaw, że pierwsza dziesiątka jest tak wyrównana, że sami wytniecie się w pień?
Nie! To jest najlepsze, co może być. Gdyby były tylko cztery silne nazwiska to zachodziłaby obawa, że pozostali nie mają o co walczyć, bo i tak się nie dostaną. Tymczasem mamy bardzo solidne i mocne nazwiska, zarówno z flanki konserwatywnej, jak i flanki liberalnej, czy nawet lewicowej. To oznacza, że będzie rywalizacja. Z jednej strony sami sobie odbieramy głosy, ale z drugiej zyskujemy głosy szerszego, niezdecydowanego elektoratu.
W teorii mamy czterech posłów, mówię o Rasiu, Lassocie, Meysztowiczu i Soniku, którzy nie są na „miejscach biorących”.
Ale co to znaczy miejsce biorące?
Doskonale pan wie, że bardzo trudno dostać się do sejmu z miejsca siódmego, ósmego czy dziewiątego.
Nieprawda! W Krakowie był poseł, który zrobił mandat z siedemnastego. Są też mandaty z dziesiątego, trzynastego… Jak się ma nazwisko i swoją markę to ludzie głosują na konkretną osobę.
Ta kampania będzie brudna i brutalna?
Na pewno nie będzie taka jeśli chodzi o rywalizacje kandydatów Koalicji Obywatelskiej między sobą. A czy będą ataki ze strony PiS-u? Nie wiem. Pewnie trudniej im będzie atakować Pawła Kowala.
Rozmawiał Łukasz Mordarski
Jarosław Flis: „Lokalne struktury Platformy są w kryzysie od bardzo dawna” [nasz wywiad]