Są tacy mieszkańcy Krakowa, którzy zamieszkaliby w Nowej Hucie, choć wcześniej nie przejawiali takich ciągot. Nie, nie. Nie chodzi o szerokie, aleje, dużo zieleni, Łąki Nowohuckie i zalew. Chodzi o schrony.
Kraków jest w nie dość obficie wyposażony. Szacuje się, że jest ich prawie tysiąc, a szczególnie okazałe są właśnie w Nowej Hucie. Chodzi m.in o schrony pod Centrum Administracyjnym Huty im T. Sendzimira, czy pod Szpitalem im. S. Żeromskiego. Wielu kojarzy też schron pod Kinem Światowid, gdzie urządzono muzeum.
Niewielu jednak wie, że do 1989 r. budowanie schronów pod blokami była standardem, od którego odeszliśmy wraz z zakończeniem zimnej wojny. Pod starymi blokami jest więc sporo schronów, które mogą pomieścić od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Najwięcej ma ich Nowa Huta, w której starej części-jak twierdzi wielu- nawet przejścia między podwórkami budynków projektowano tak, by przejechał przez nie czołg. Problem polega jednak na tym, że większość z nich to teraz piwnice, wózkownie i składy rozmaitych rupieci, które specjalnego schronienia dać nie mogą.
W 2018 r. minister spraw wewnętrznych wydał nawet rozporządzenie zawierające rekomendacje dotyczące przygotowywania schronów. Tyle, że rekomendacja to nie polecenie, a z czasów PRL, albo i wcześniejszych został nam jako narodowi taki zwyczaj, że jak się nam niczego nie każe, to wiadomo co się z takimi rekomendacjami robi.
Dodatkowo, uchwalona w 2022 r. Ustawa o obronie Ojczyzny, czyli opus magnum Jarosława Kaczyńskiego jako wicepremiera do spraw bezpieczeństwa, wspomniane wyżej rozporządzenie zniosła i przez kolejne dwa lata nie było nawet nowych rekomendacji.
No dobrze.
Ale dlaczego niektórzy mieszkańcy Krakowa chcieliby teraz do Nowej Huty? Podczas wtorkowego otwarcia Open Eyes Economy Summit prezydent Aleksander Miszalski przypomniał, że kanwą współczesnych wydarzeń geopolitycznych jest przysłowie: „Obyś żył w ciekawych czasach”. No właśnie w takich żyjemy! Zwijająca żagle administracja Joe Bidena zezwoliła właśnie Ukraińcom na atakowanie celów w głębi Rosji bronią otrzymaną od Amerykanów. W odwecie Rosjanie uaktualnili swoją doktrynę nuklearną, grożąc użyciem broni jądrowej wobec państw atakujących Rosję i tych, które im pomagają.
I w tym momencie zaczął się strach, a może i rodzaj minipsychozy, że grozi nam nowa zimna wojna. Stąd pytanie o stopień przygotowania schronów, na które należy odpowiedzieć tak jak na wiele podobnych, że oczywiście nie jesteśmy gotowi. A nie jesteśmy gotowi, bo w dawnych schronach stoją teraz rowery i worki kartofli.
Są jednak dwie dobre informacje. Po pierwsze, współczesna broń jądrowa jest bardziej skuteczna od tej z czasów poprzednich odsłon zimnej wojny, więc niezależnie, czy będziemy w schronie, czy nie i tak nic nie poczujemy. Zresztą, nawet schrony z poprzednich epok osłaniały tylko przed niektórymi elementami wybuchu broni nuklearnej. Po drugie z kolei, konflikt nuklearny oznaczałby niewątpliwie koniec świata, który znamy, ale też koniec świata, który znają Trump i Putin. Ci zaś nie po to umacniają swoje wpływy, żeby teraz wszystko wysadzić.
Zapomnieliśmy już trochę, że tak Breżniew i jego poprzednicy i następcy grozili, że użyją, jak i Reagan i jego poprzednicy oraz następca grozili, że użyją (wiemy z historii, że z tej obietnicy wywiązał się wyłącznie Truman, ale w zupełnie innych warunkach geopolitycznych).
Niestety, wiele wskazuje na to, że z podobnymi kryzysami będziemy musieli się na nowo oswoić, a schrony ani nam w tym nie pomogą, ani nie zaszkodzą, ale na tzw. wszelki wypadek wszyscy przezorni mogą wynieść z nich rowery i ziemniaki, a władze mogłyby wydać akt prawny, który sensownie kwestie schronów reguluje.
Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.
Słodkości i tort: Tak Kraków powitał gości z Turcji (ZDJĘCIA)