Tu dwóch, tam dwóch, za rogiem kolejny duet. Policja narzeka na brak rąk do pracy, tymczasem krakowscy funkcjonariusze muszą spędzać długie godziny na pilnowaniu ambasad i konsulatów. I nic nie da się z tym zrobić.
Moglibyśmy napisać, że tu było pobicie, tam kradzież, jeszcze gdzie indziej wymuszenie, a w okolicy nie było żadnego policjanta. Ale nie musimy o tym informować , bo o braku rąk do pracy trąbi sama policja, ogłaszając kolejne nabory.
Tymczasem grubo ponad 50 policjantów codziennie chroni ambasad i konsulatów w Krakowie. Ich praca ma mieć pewnie charakter odstraszający, ale jeśli jakaś zorganizowana grupa chciałaby się dostać do budynku, to tę przeszkodę weźmie z marszu. Mimo to nie ma rady, policjant (policjanci?) stać tam muszą. Dlaczego?
– Spełnianie w stosunku do personelu dyplomatycznego państw obcych oraz organizacji międzynarodowych roli państwa gospodarza nakłada na władze Rzeczypospolitej Polskiej szereg obowiązków. Do najważniejszych z nich należy zapewnienie bezpieczeństwa misjom dyplomatycznym państw obcych – informuje KRKnews Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej w Krakowie.
Co to oznacza w praktyce? Ano to, że do pilnowania tych miejsc krakowska policja oddelegowuje policjantów z oddziału prewencji. I to nie jednego, ale dwóch, bo tylu przeważnie chroni siedziby placówek dyplomatycznych i konsularnych.
A że tych placówek jest w Krakowie ok. 32, to oznacza, że do ich pilnowania Kraków musi wydelegować naprawdę spory oddział. Szczególnie, że cztery konsulaty (Rosji, USA, Niemiec i Francji) chronione są przez całą dobę. Z kolei niektóre miejsca pilnowane są doraźnie, czyli w ramach służby patrolowej.
Nie da się ukryć, że taka ochrona kosztuje dużo pieniędzy. Zapytaliśmy policję „ile?”, ale odpowiedzi nie uzyskaliśmy. – Nie prowadzimy wyliczeń kosztów tego typu służb – informuje Gleń.
mol