PUBLICYSTYKA. Kupiłem działkę. Pod Krakowem. Na wsi. W szczerym polu. I dookoła mam właśnie pole. Duuużo pola. I wkrótce będą sobie siedział w fotelu bujanym na ganku mojego małego domku, dookoła będą pasły się krowy, a Tatiana, sympatyczna Ukrainka z Nowogrodu Wołyńskiego, będzie mi parzyć herbatę, sprzątać, prać, prasować, gotować i robić wszystko to, za co – na mocy naszej ustnej, nieopodatkowanej umowy – będę jej płacił. Jednym słowem sielanka.
Ale zanim wyprowadzę się na wieś, z której nomem omem pochodzę, odpaliłem sobie jedną ze zdobyczy naszej cywilizacji – Fejsbuka. I zupełnie przez przypadek przeczytałem wpis Łukasza Wantucha, krakowskiego radnego, który zaproponował, żeby… powiększyć Kraków.
Wantuch pisze, że Kraków starci miliony złotych, jak się przeprowadzę na wieś. Serio. Na poważnie. Nawet „print screena” zrobiłem, bo Szanowni Czytelnicy też by mi pewnie nie uwierzyli jaki ja cenny dla Krakowa jestem!

No i cały mój świat runął. Wszystkie tak pieczołowicie malowane w głowie obrazy o wiejskiej sielance nagle zostały wyparte przez zgiełk aut, gigantyczne korki, hordy pijanych turystów, smog, nieudolnych miejskich radnych, zabudowujących każdy skrawek zieleni deweloperów i inne zdobycze miejskiej cywilizacji.
A ja chłop ze wsi jestem (niektórzy mówią nawet, że z wiochy) i na tę wiochę chcę wrócić. Nie podobają mi się Sukiennice, gołębie i czwarta ławka po lewej stronie w Parku Bednarskiego. Nie podobają mi się władza i meleksiarze. Nie podobają mi się radni, poza kilkoma przystojnymi. Poza tym, jak kiedyś byłem w Warszawie, to się ze mnie śmiali. Gdy próbowałem kupić alkohol, to barman (sprawdzając mi dowód, wszak młodo przecież wyglądam) na całą knajpę rzucił: o, pan z Krakowa. No i w tej knajpie już nie znalazłem przyjaciół. Przyjaciółki zresztą też. Nawet takiej „na chwilę”. Niektórzy twierdzą, że to z innych powodów, ale ta wersja z zameldowaniem w Krakowie bardziej mi się podoba.
Także Panie Wantuch, ja uciekam na wieś, żeby móc się ironicznie uśmiechać słysząc o kontrowersyjnych pomysłach „znanego z kontrowersyjnych pomysłów krakowskiego radnego” (jak pisze o Panu „Wyborcza”), a Pan chce, żebym i na tej wsi nie mógł spokojnie spać z dala od zgiełku, przewodniczącego Rady Miasta Krakowa i przepełnionych erotyzmem klubów nocnych, w których co najmniej raz w tygodniu daje się naciągać przez wyszkolone, półnagie, niewinne niewiasty.
Panie Wantuch, ja chcę też z dala od Pana, a jak mi Pan Kraków rozszerzy, to Pana pomysły zaczną mnie smyrać po różnych częściach ciała i będą sprawiać wrażenie, że już za chwilę wejdą w życie i zwyczajnie mnie dopadną.
Także, panie Wantuch, idźże Pan w pierony i daj Pan mi spokój na tej wsi. Bo zaczynam się obawiać, że Pana pomysły są gorsze niż smog. Nie ma ratunku. Przed nimi. Albo dla Pana.
Łukasz Mordarski
fot. deBurca via Foter.com / CC BY