Polacy nie gęsi i swojego Tindera mają. Nazywa się Bimber i pozwala znaleźć w okolicy osoby, które chętnie wypiją z tobą kielicha.
Tinder jest podszyty kłamstwem. Wielu użytkowników picuje swoje fotki. Na Tinderze mnóstwo jest facetów, którzy szukają szybkiego seksu. Kobiet jest mniej, a większość z nich nie szuka seksu, a romantycznej przygody, która z założenia powinna zamienić się później w coś poważniejszego. Rozbieżne intencje sprawiają, że obie strony zaczynają ściemniać, a efekt końcowy jest zazwyczaj mocno rozczarowujący.
Aplikacja Bimber jest prostolinijna i podszyta prawdą. Tu nie ma rozbieżnych oczekiwań – każdy chce się natrąbić, a przy okazji poznać nowych znajomych.
Program jest bardzo prosty w działaniu, a użytkownicy Tindera od razu poczują się jak ryba w wodzie. Aplikacja automatycznie ustali lokalizację, ale można też ustawić ja ręcznie i będąc na urlopie w Piwnicznej szukać osób, które napiją się z tobą wódki po powrocie do Krakowa.
W dziale „odkrywaj” możemy szukać osób lub imprez. Choć aplikacja dopiero raczkuje, w Krakowie już można znaleźć kilka imprez. Większość to zachęta do wspólnego picia w knajpie, ale są też ogłoszenia, które wyglądają na zaproszenie do mieszkania.
I tu zaczynają się schody, bo nagle aplikacja może stracić swój sens. Wpuszczanie do mieszkania nieznajomych osób nigdy nie jest bezpiecznie, a osoby ze złymi intencjami mogą wykorzystać Bimbera do szukania okazji , by wcielić w czyn procedery o naturze kryminalnej. Warto więc zachować czujność, co jednak przy okazji picia wódeczki, wineczka, whiskaczyka i piweczka jest wyjątkowo trudne.
Czas pokaże, jak poradzi sobie raczkująca aplikacja. Czy użytkownicy potraktują ją poważnie? A jak podejdą do niej kryminaliści? Ja już odinstalowałem, mam z kim pić wódeczkę.
(wm)