Prezydent Jacek Majchrowski: nie ma takiej decyzji, która by się podobała wszystkim [rozmowa]

Dziś (19 listopada 2022) mija dokładnie 20 lat od czasu zaprzysiężenia Jacka Majchrowskiego na urząd prezydenta miasta Krakowa – pierwszego w historii miasta, który został wybrany bezpośrednio przez mieszkańców. O Krakowie sprzed lat, sukcesach i porażkach oraz… walkach chińsko-radzieckich z prezydentem Jackiem Majchrowskim rozmawiała Martyna Nowakowska.

– Jaka była Pana pierwsza myśl, kiedy po raz pierwszy wszedł Pan do tego gabinetu?
– Dokładnie nie pamiętam, bo to było dwadzieścia lat temu (śmiech). To był dla mnie wyjątkowy moment, ponieważ to były pierwsze powszechne wybory. Nie wynikały one z politycznej układanki. Wcześniej było tak, że wyboru dokonywała rada miasta, która była polityczna. Była więc taka zasada, że prezydent był z jednej opcji, ale z różnych opcji byli jego zastępcy. Tutaj miałem pełną dowolność w wyborze zastępców i byłem tym, którego wybrali mieszkańcy, a więc nie musiałem czuć się z nikim związany politycznie i tak mi zostało do tej pory.

– Pamięta Pan pierwszą decyzję, którą podjął Pan jako prezydent?
– To była raczej prośba, a nie decyzja. Poprosiłem panią Agnieszkę, która wówczas była sekretarką prezydenta Andrzeja Gołasia, żeby została na stanowisku. W polityce jest taki zwyczaj, że kiedy przychodzi ktoś nowy to chce wymienić wszystko. Ja nigdy nie miałem takiej zasady – ani gdy byłem wojewodą ani gdy przyszedłem tutaj. Na zwolnione stanowiska wprowadziłem do urzędu dwie osoby, natomiast wszystkich pozostałych zostawiłem. Zawsze uważałem, że należy się zastanowić nad tym, czy kogoś zmieniać dopiero w momencie, kiedy się go pozna i pozna się jego pracę. Jeżeli mam do czynienia z kimś, kto pracuje rzetelnie i merytorycznie, to nie widzę powodu, żeby go wymieniać. Ja wiem, że to jest zasada, której politycy nie stosują. Ja mam inne zdanie. Dlatego pani Agnieszka, jak i kierowca prezydenta Gołasia, są ze mną do dziś.

– Która decyzja była najważniejsza czy może najtrudniejsza?
– Trudnych i ważnych decyzji oczywiście było dużo, bo w ciągu dwudziestu lat zdarzały się naprawdę kryzysowe sytuacje. Zwłaszcza lata 2010 i 2011, czyli powódź, podczas której groziło zalanie Krakowa, a następnie kryzys finansowy, który dotknął nie tylko Kraków, ale wszystkich. Jednak przez te dwadzieścia lat ciągle podejmowane są decyzje trudne, które się nie wszystkim podobają. Jednak nie ma takiej decyzji, która by się podobała wszystkim.

– Jak wspomina Pan Kraków sprzed swojej prezydentury?
– Pamiętam Kraków od pięćdziesięciu siedmiu lat. To było zupełnie inne miasto niż w tej chwili. Miałem to szczęście, że wszedłem do urzędu tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Mieliśmy środki przedakcesyjne, ale rozpoczęły się już wypłaty środków unijnych, które pozwoliły na rozwój miasta. Prezydent Gołaś rozpoczął pewne inwestycje korzystając z tych środków. Kontynuuję to znacznie je rozszerzając, korzystając ze środków Unii Europejskiej, jak i funduszy szwajcarskich, norweskich i innych.

– Zapytałam o to, ponieważ jest całe pokolenie Krakowian, którzy nie pamiętają innego prezydenta, czyli krakowskie pokolenie Jacka Majchrowskiego. Jest to dla Pana powód do satysfakcji?
– Oczywiście, jest to powód do wielkiej satysfakcji. Jednak oceniają to też ludzie, którzy są spoza Krakowa. Pamiętają to miasto z lat wcześniejszych, przyjeżdżają po jakimś czasie i widzą zachodzące zmiany. Niedługo przed Pawilonem Wyspiańskiego stanie kilkuplanszowa wystawa, na której będzie można te zmiany prześledzić.

– Przeobrażenie Krakowa w jakiej sferze uznaje Pan za swój największy sukces?
– Zacząłem zmieniać Kraków od przestrzeni publicznej. Mam tu na myśli przede wszystkim rewitalizację placów miejskich. Jeśli chodzi o infrastrukturę, widzimy ICE Kraków, Tauron Arenę, Pawilon Wyspiańskiego. Jesteśmy też miastem, które wydaje procentowo najwięcej na kulturę. Olbrzymi skok dokonał się także w zakresie pomocy społecznej i szpitalnictwie.

– Która z dotychczas zrealizowanych inwestycji jest Pana oczkiem w głowie?
– Mogę powiedzieć, że to jest Centrum Kongresowe ICE. Jeszcze jako wojewoda miałem pomysł na wybudowanie w tym miejscu takiej inwestycji. Zacząłem więc skupować tereny, na których obecnie ono stoi. Zostawiłem swojemu następcy pewien budżet, żeby nadal to robił. On zdecydował inaczej, oddał te pieniądze istniejącym już instytucjom kultury i tym sposobem zakończył temat. Dlatego, kiedy zostałem prezydentem Krakowa, wróciłem do tego i teraz mamy efekt w postaci centrum kongresowego na światową skalę.

– Jakie było – Pana zdaniem – najważniejsze wydarzenie w Krakowie w ciągu tych 20 lat?
– Takich wydarzeń było mnóstwo. Pamiętam Światowe Dni Młodzieży. Mówiono wówczas, że zostaniemy „zalani” tłumami i będzie to prawdziwy armagedon. Zostały jednak zorganizowane perfekcyjnie i wszyscy do dziś pamiętają je jako sukces. Są też wydarzenia na mniejszą skalę, bardzo ważne dla konkretnych środowisk, jak na przykład OWHC, które odbyło się przed kilkoma laty.

– Zapytam zatem o wydarzenie, które się nie odbyło. Czy żałuje Pan, że nie odbyły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Krakowie?
– Tak. Żałuję dwóch wydarzeń sportowych – EURO2012 i Igrzysk Zimowych. W przypadku EURO 2012 wiadomo było, że imprezę gościć będzie Warszawa i Gdańsk. Należało do tego dołączyć jeszcze jedno miasto. W rankingu zostaliśmy określeni jako najlepiej przygotowani, a mimo to nie dostaliśmy możliwości współorganizowania tych zmagań sportowych. Później pan Jan Kulczyk zapytał mnie, czy nie mam pretensji, że za jego wstawiennictwem to Poznań dostał EURO2012. Długo dociekałem, z kim on to załatwił. Okazało się, że z Platinim… Z kolei Igrzyska Olimpijskie były przygotowane, wyszłyby znakomicie. Środki były zapewnione. Pamiętajmy, że miał organizować je nie tylko Kraków, ale też inne miasta Małopolski, a także Słowacja, gdyż były to igrzyska międzynarodowe. Niestety wynik referendum zadecydował inaczej, co uważam za skrajnie złą decyzję. A Pani jak wtedy głosowała?

– Ja głosowałam za igrzyskami, nie wstydzę się tego powiedzieć (śmiech).
– Było tam jeszcze pytanie o monitoring i ścieżki rowerowe. Zawsze daję ten przykład, bo rozmawiałem kiedyś z mieszkanką, która była przeciwko. Pytam jej, dlaczego. Ona na to: „bo nas na to nie stać”. Zapytałem więc, skąd wie, czy zdaje sobie sprawę, jaki jest budżet Krakowa? Na co usłyszałem odpowiedź, że to pewnie sto milionów…

– Czy są decyzje, których Pan żałuje?
– To budowa dwóch stadionów – Cracovii i Wisły. Miałem inną koncepcję, jednego, wspólnego stadionu. Rada Miasta nie zgodziła się na to, przegłosowała budowę dwóch. Uważam, że to była zła decyzja. Stadion mógł być wybudowany za jedną trzecią środków, które pochłonęła budowa dwóch stadionów. Niestety złożyło się to ze stuleciem obu klubów i nie było odważnego, żeby zagłosować za wspólnym stadionem.

– Wszystkie wydarzenia w życiu – wielkie i małe – mają miejsce, gdy idziemy wśród innych ludzi. Wśród jakich ludzi Pan chodzi, kiedy ma Pan do podjęcia trudne decyzje?
– Przede wszystkim kontaktuję się wtedy z fachowcami. Decyzji nie należy podejmować politycznie. Decyzja polityczna jest jedną z najgłupszych, bo jest doraźna. Natomiast fachowcy myślą długofalowo i liczą z konsekwencjami tych decyzji w przyszłości.

– A gdzie Pan chodzi, kiedy Pan odpoczywa?
– Wtedy najbardziej lubię być sam.

– Czy chciałby Pan powiedzieć coś dzisiejszej, krakowskiej lewicy?
– Której?

– Tej, która staje w jednym rzędzie z Łukaszem Gibałą, żeby Pana krytykować.
– Życzyłbym im opamiętania.

– „Z władzą nie można flirtować, tylko trzeba ją poślubić” – mawiał pewien powojenny, francuski minister. Czy dwadzieścia lat to długi staż małżeński?
– W małżeństwie mam już pięćdziesiąt lat (śmiech).

– O to będzie ostatnie pytanie…
– Przez te dwadzieścia lat miałem do czynienia z rządami wszystkich, od Leszka Millera do Mateusza Morawieckiego, który jest ósmym premierem, z którym współpracuję. Zawsze uważałem, że współpraca z rządem jest elementem, który musi istnieć, jeśli chodzi o samorząd. Bez tego nie ma możliwości realnego działania. Wiem, że niektórzy oceniają to negatywnie.

– Kiedy przeprowadzi Pan kolejną, legendarną, trudną rozmowę z żoną? Czy na pół roku przed wyborami żona znów pozwoli Panu kandydować?
– Żona miała zawsze jednoznaczne stanowisko na ten temat. W latach sześćdziesiątych odbywały się walki chińsko-radzieckie nad rzeką Ussuri. Wydawano wówczas komunikaty, że rozmowy chińsko-sowieckie trwają.

– Rozumiem, że Wasze rozmowy już trwają?
– Już trwają.

– A czy one z reguły kończą się tak, jak w małżeństwie, czyli „a rób co chcesz”?
– Do tej pory tak się kończyły.

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Martyna Nowakowska

5 KOMENTARZE

Najnowsze

Co w Krakowie