Można to określić „opieszałością sądów”, ale lepiej nazwać sprawę po imieniu – ktoś tutaj robi sobie niezłe jaja. Najpierw dwa lata czekano na jedną rozprawę, a wkrótce minie kolejne pół roku oczekiwania na wyrok. Ciągle nie ma rozstrzygnięcia sprawy o działkę przy alei Mickiewicza, na której stoi budynek Uniwersytetu Rolniczego.
W skrócie – od kilku lat studenci i kadra naukowa zastanawiają się, czy nie będą musieli spakować manatków i szukać sobie nowego lokum. Powód? Prawo do działki, na której stoi budynek, rości sobie Uniwersytet Jagielloński.
Budynek postawiono w 1964 r., ale na działce należącej do UJ. Władze tej uczelni przypomniały sobie o tym kilka lat temu i chcą odzyskać teren. A nieruchomość jest bardzo atrakcyjna – jej wartość to blisko 100 mln zł, bo można na niej postawić biurowce, a nawet apartamentowce!
Dziwne rzeczy
W tej sytuacji Skarb Państwa reprezentowany przez Prokuratorię Generalną Skarbu Państwa (obecnie Prokuratorię Generalną Rzeczypospolitej Polskiej) złożył do Sądu pozew przeciwko UJ o usunięcie niezgodności pomiędzy stanem prawnym nieruchomości ujawnionym w księdze wieczystej a rzeczywistym stanem prawnym.
Wokół tej sprawy dzieją się jednak dziwne rzeczy. Już w maju przedstawiciele UR alarmowali, że wszystko się przeciąga. – Jesteśmy tym zaniepokojeni – mówiła KRKnews Izabella Majewska, rzeczniczka prasowa UR.
Więcej o sprawie pisaliśmy tutaj:
Wyburzą TEN budynek i postawią bloki?! Wielka wojna o gmach UR
Kto odpowie za tragedię?
Teraz jest coraz gorzej, bo nie dość, że sprawa prowadzona była opieszale, to dalej nikt się nie kwapi z wydaniem wyroku. Tymczasem na UR muszą wiedzieć, jaki będzie los 5000 (!) studentów i posiadającej znaczący księgozbiór Biblioteki Głównej. Czas dla sądu płynie jakby wolniej niż dla społeczności UR. Nie mając tytułu prawnego do nieruchomości, władze uczelni nie mogą remontować szybko starzejącego się gmachu.
Co się jednak stanie, gdy pewnego dnia zdarzy się wypadek, ktoś straci zdrowie lub, jeszcze gorzej, życie? Czy wówczas sąd nadal będzie miał czas na przeciąganie sprawy, zawieszanie postępowań, chorobę sędziego? Nadzór budowlany budynek zamknie, czyli nie będzie on już nikomu zagrażał, lecz utraconego zdrowia czy życia nikt nie wróci – ale wydaje się, że w sądzie nikt o tym nie myśli. Sprawa się toczy swoim rytmem, a czas płynie swoim – nie ma się czemu dziwić, przecież czas jest względny.
A mógł być remont…
Taki stan rzeczy nie jest w stanie zmobilizować sądu. W 2014 r. sędzia prowadząca zapowiedziała szybkie wydanie wyroku i wtedy się zaczęło. Kolejno: zmiana sędziego prowadzącego, zawieszenie, uchylenie, kolejne zawieszenie, kolejne uchylenie, zakończenie słuchania stron i… choroba sędziego.
Z powodu niedyspozycji sędziego nie odbyło się odczytanie wyroku 15 maja, więc posiedzenie przeniesiono na 30 maja. Tego dnia sędzia jednak wciąż był chory, więc po raz kolejny wyroku nie odczytano, i tu nowość – nie podano nowego terminu ogłoszenia wyroku.
Minęły trzy miesiące wakacji, w których można było podejmować niezbędne prace remontowe. Lecz cóż to jest 92 dni zwłoki przy 126, które upłynęły licząc od 30 maja do 4 października. Nie mówiąc już o 653 latach tradycji.
Jak broni się sąd?
Dopiero po naszej interwencji na skrzynkę redakcyjną trafiło stanowisko Sądu Okręgowego w Krakowie. Czytamy w nim między innymi:
„(…) informuję, iż z zapisów w systemie Currenda wynika, iż sędzia Bartłomiej Mikosz był referentem przedmiotowej sprawy od 22.10.2014 r. do 27.07.2017 r. Na mocy zarządzenia z dnia 27.07.2017 r. wydanego przez Przewodniczącego I Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy w Krakowie – nastąpiła zmiana sędziego-referenta (ze względu na długotrwałą nieobecność dotychczasowego sędziego). Od dnia 27.07.2017 r. nowym sędzią referentem w sprawie jest sędzia Przemysław Strzelecki. Termin rozprawy wyznaczono na dzień 4.10.2017 r. (…)”.
Rozbić układ
O sprawę toczącego się postępowania pytaliśmy w ministwie sprawiedliwości i czekamy na stanowisko resortu.
– Czas, żeby minister skorzystał z udzielonych mu uprawnień z tej jednej nie zawetowanej ustawy i zaczął rozbijać układ w krakowskim sądzie – mówi nam jeden z prawników, który – z oczywistych powodów – prosi o anonimowość.
Historia „choroby” sądu
- 23.10.2014 r. – wtedy odbyła się pierwsza rozprawa. Sprawa dla ówczesnej sędzi prowadzącej wydawała się prosta (o czym mówiła w trakcie posiedzenia sądu), i miała się zakończyć szybkim wydaniem wyroku.
- Początek 2015 r. – nastąpiła zmiana sędziego prowadzącego na Bartłomieja Mikosza, który postanowieniem z 19 marca 2015 r. zawiesił postępowanie, co zostało uchylone postanowieniem Sądu Okręgowego 25 czerwca 2015 r. Mimo to ponownie postanowieniem z 20 stycznia 2016 r. sędzia Mikosz zawiesił postępowanie i ponownie Sąd Okręgowy (jako sąd drugiej instancji) uchylił zawieszenie postanowieniem z 9 maja 2016 r., nakazując dalsze prowadzenie sprawy.
- 19.04.2017 r. – po upływie ponad 2 lat i próbach zawieszania postępowania wreszcie odbyła się ostatnia rozprawa – tuż po wydaniu decyzji odmawiającej uwłaszczenia UJ przez wojewodę małopolskiego (decyzja z 13 kwietnia 2017 r.). Na rozprawie tej zakończono słuchanie stron i uzgodniono, że wyrok zostanie wydany na posiedzeniu 15 maja 2017 r.
- 15.05.2017 r. – rozprawa nie odbyła się z powodu choroby sędziego prowadzącego. Termin rozprawy został wyznaczony na 30 maja 2017 r. Ta rozprawa również się nie odbyła z powodu przedłużającej się choroby sędziego.
- 20.09.2017 r.– rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie poinformował nas o wyznaczeniu nowego terminu rozprawy na 4 października bieżącego roku.
Aż cisną się na usta słowa znanej sentencji: „Lekarzu, ulecz się sam!”.
Łukasz Mordarski, Paweł Zalewski
Zobacz także: