– W zasadzie przestaliśmy się posługiwać papierami. Nie ma biurokracji. To ułatwia życie pacjentom, pracę personelowi oraz dostarcza informacje dla mnie: jacy są pacjenci, na co chorują i ile kosztuje ich leczenie – mówi nam Stanisław Stępniewski, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego im. św. Ludwika w Krakowie. Placówka kończy właśnie 140 lat.
KRKnews: Z czego jest pan najbardziej dumy?

Stanisław Stępniewski: Z pracowników. Bez zespołu, który tutaj pracuje, nie byłoby szpitala. Jego zaangażowanie w życie szpitala, to wartość dodana. To jest coś znacznie większego, niż praca w korporacji.
Poza leczeniem, w szpitalu odbywa się mnóstwo eventów: spotkania ze strażakiem, policjantem, znanymi ludźmi, czytanie bajek, zajęcia plastyczne. Po co?
Każdy kontakt dziecka ze szpitalem, to jest trauma. Jeżeli sami stawiamy się w roli pacjenta, to obojętnie jak się czujemy i na co chorujemy, sam kontakt z taką placówką jest nieprzyjemny. Szczególnie dotyczy to dzieci. Żeby to złagodzić i wypełnić czas, który nie jest wykorzystywany na leczenie i diagnostykę , staramy się wychodzić z propozycją normalności, czyli organizujemy spotkania, robimy zajęcia dogoterapii i tak dalej. Staramy się zapełnić czas.
Gdy zastanawialiśmy się, co powiesić na gołych ścianach. Mogliśmy powiesić rysunki z bajek, ale wówczas patrzy się na taki rysunek raz i tyle. Natomiast powieszenie czegoś bardziej artystycznego, czegoś, co daje do myślenia, na co można spojrzeć kilka razy i za każdym zauważyć dodatkowy szczegół jest czymś, na czym nam zależy. Dzieci chłoną wszystko. Poza leczeniem, dajemy im szanse, aby były w kontakcie ze sztuką, z naturą, z jedzeniem, z normalnym życiem.
Mówiliśmy o ludziach, powiedzmy o sprzęcie. Ten jest bardzo nowoczesny.
Staramy się być na bieżąco z nowinkami. W stacjonarnej, diagnostycznej medycynie, dysponujemy sprzętem najwyższej klasy. Mógłbym wymieniać te aparatury, ale nie w tym rzecz. Bardzo ważne jest, że te wszystkie aparaty są spięte na bazie naszego systemu informatycznego i to jest podstawa funkcjonowania. Mamy wszystko zinformatyzowane. Pacjent, który raz tutaj trafia, później jest identyfikowany u każdego specjalisty, w ambulatorium, na każdym badaniu. W zasadzie przestaliśmy się posługiwać papierami. Nie ma biurokracji. To ułatwia życie pacjentom, pracę personelowi oraz dostarcza informacje dla mnie: jacy są pacjenci, na co chorują i ile kosztuje ich leczenie.
Plany na przyszłość?
Stoimy teraz przed dwiema najważniejszymi dla nas rzeczami. Pierwsza, bliższa, to połączenie ze szpitalem rehabilitacyjnym w Radziszowie. Ta operacja trwa już od dłuższego czasu, a finał nastąpi 1 września. Dzięki temu cała rehabilitacja zostanie przeniesiona do Radziszowa i tam będziemy się starać stworzyć specjalistyczną palcówkę dla dzieci, gdzie na przykład teraz nie ma rehabilitacji neurologicznej. Zapotrzebowanie na nią jest bardzo duże, a terminy bardzo odległe. Chcemy te terminy poskracać. Tam jest świetna baza i świetnie położony ośrodek. Potrzebuje tam jest tylko tchnienie świeżości i wszystko powinno być dobrze. Tym bardziej, że nie mamy problemów finansowych, żadnych długów, a to daje możliwość rozwoju.
Druga sprawa, to zamknięcie modernizacji kompleksu przy Strzeleckiej, czyli przebudowy starego budynku szpitala. Projekt złożyliśmy trzy lata temu, mamy wszystkie pozwolenia, ale międzyczasie zmieniła się władza w Polsce i przechodzimy powrotną weryfikację tych projektów, bo finansowanie jest ze środków unijnych. Mam nadzieję, że wszystko się uda i od przyszłego roku ruszymy z przebudową starego budynku. Po pierwsze chcemy, aby pacjenci mieli większy komfort. Po drugie, chcemy zaadoptować poddasze i otworzyć chirurgię oraz intensywną terapie. Teraz nam tego brakuje.
Chcemy mieć taki kompleks usługowy, który jest najbardziej potrzeby dla dzieci z Krakowa i Małopolski, bo on załatwia 80 procent najczęstszych schorzeń, które się pojawiają w wieku dziecięcym. Nie chcemy być wysokospecjalistycznym szpitalem i przeszczepiać serca, bo to nie jest nasza funkcja i od tego jest szpital w Prokocimiu. Chcemy być usługowi dla tej najszerszej części dziecięcego społeczeństwa.
Ile dzieci leczycie?
Rocznie mamy około 6,5 tysięcy hospitalizacji i dziesięć razy tyle wizyt ambulatoryjnych. To jest około 30-35 procent udziału w całej pediatrii województwa małopolskiego. To dużo.
Rzadko się zdarza, żeby pracownicy służby zdrowia, w tym także dyrektorzy placówek, nie narzekali. A pan mówi: „nie mamy problemów finansowych”.
Może są wyjątki? (śmiech). Z natury nie jestem narzekającym człowiekiem. Jestem dziesięć lat dyrektorem, a wcześniej przez ponad dwadzieścia lat byłem pediatrą. Miałem trudny przeskok z lekarza na dyrektora, ale udało mi się stworzyć świetny zespół, który patrzy do przodu i nie przejmuje się codziennymi trudnościami. Ludzie mają cel, wiedza, że można coś zrobić. I my to robimy wspólnie.
Rozmawiał Łukasz Mordarski