Niczym Dr Jekyll i pan Hyde 30-letni Wojciech Blak przez pół swojego dnia w drelichu usuwa awarie jako pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, aby potem założyć frak i zagrać koncert. Kto powiedział, że nie można być pełnoetatowym monterem w MPEC oraz trębaczem słynnej orkiestry Wieniawa?
Na razie trąbkę traktuje jak swój nałóg. Chyba warto mieć takie nałogi, skoro otwierają drzwi do sal koncertowych nawet w Chinach.
KRKnews: Mało kto wiedział, że w załodze MPEC jest taki wirtuoz trąbki grający w orkiestrze Wieniawa. Proszę opowiedzieć o Pana drugiej naturze, czyli o trąbce.
Wojciech Blak: Moja przygoda z tym instrumentem zaczyna się od przerwanej lekcji, wcale nie muzyki, a geografii. Miałem może kilkanaście lat i dzięki treningom gry na instrumencie mogłem się urywać z ostatniej lekcji, a była nią geografia. Materiał z tych lekcji chyba już nadrobiłem, bo dzięki trąbce zamiast palcem po mapie, mogłem faktycznie pojeździć po świecie. Trąbka otworzyła mi też drogę do orkiestry Wieniawa, a z nią do zagranicznych wyjazdów. Tak naprawdę to wcale nie chciałem grać na trąbce. Marzył mi się saksofon, ale do obsadzenia była akurat trąbka.
KRKnews: Gra na trąbce chyba do najłatwiejszych nie należy. W trąbce uzyskanie dźwięku wydaje się być bardziej skomplikowane, niż np. gra na fortepianie, w której uzyskujemy dźwięk po naciśnięciu klawisza.
WB: W trąbce trzeba po prostu łączyć odpowiednie chwyty z różnymi rodzajami zadęcia. Za mną 18 lat ćwiczeń, więc mogę powiedzieć, że jestem już ograny, i na tym etapie nie ma już obawy, że coś zadmie się źle przy tym samym układzie zaworów. Najtrudniej jest się zgrać w orkiestrze. Poza tym to, co najtrudniejsze daje jednocześnie najwięcej satysfakcji, zwłaszcza jeśli tworzy spójną całość.
KRKnews: Czy ma Pan formalną edukację muzyczną poza ćwiczeniami przy orkiestrach?
WB: Skończyłem szkołę muzyczną pierwszego stopnia, ale dalszej nauki nie podjąłem, bo jednocześnie uczyłem się w technikum mechanicznym i obawiałem się, że mogę nie zdać matury, jeśli zanadto skupię się na grze. Musiałem dokonać pewnego wyboru, ale po maturze znów powróciłem do swojej pasji ćwicząc w lokalnej orkiestrze dętej.
KRKnews: Czy uważa Pan, że wykształcenie muzyczne coś by zmieniło w Pana przypadku?
WB: No zdecydowanie tak, bo w tym momencie trąbkę mogę jedynie potraktować jak swój nałóg.
KRKnews: Kto jest więc ojcem sukcesu, który mniemam jeszcze przed Panem, no chyba, że planuje Pan rzucić ten swój nałóg?
WB: Trąbka zbyt wiele dla mnie znaczy, żebym mógł ją odłożyć, tym bardziej rzucić. A zaczynałem w orkiestrze w moim rodzinnym Radziszowie.
KRKnews: Ten Pana nałóg zawiódł już Pana bardzo wysoko. Grał Pan nawet w Chinach.
WB: Wspólnie z orkiestrą Wieniawa, w której gram zwiedziłem pół Europy, i faktycznie zagościliśmy też w Pekinie.
KRKnews: Jak Pan wspomina Chiny?
WB: To, co mnie urzekło w Chinach to oczywiście Mur Chiński, o którym krążą legendy, ile to lat zajęłoby jego przejście. My na jego zwiedzanie mieliśmy nieco ponad pół godzinki. Największe emocje były jednak na scenie.
KRKnews: Mówią, ze uroku Krakowa i małopolski, skąd pochodzi Wieniawa, opisywać nie trzeba, jest on powszechnie znany, ale chyba nie w Chinach. Czy w Chinach zagraliście coś lokalnego?
WB: Zagraliśmy Trębacza z Krakowa.
KRKnews: Z grą na instrumencie jest tak, jak piórem czy farbami. Można „oddać” atmosferę danego miejsca. Zgodzi się Pan?
WB: Na pewno. To jest tak, jak z Czterema Porami Roku Vivaldiego. Utwór Wiosna jest żywy, w Zimie przez różnego rodzaju wartości rytmiczne możemy doszukać się różnych zimowych obrazów.
KRKnews: Kiedy się gra to jest się mocno skupionym na wykonaniu, czy może pozwala sobie na przepływ jakichś emocji. Jak to jest w Pana przypadku?
WB: Kiedy gram zazwyczaj widzę różne obrazy, nie malarskie, a jakichś wydarzeń z mojego własnego życia.
KRKnews: Wieniawa to chluba Krakowa i małopolski. Osoby nie związane z Krakowem zapewne słysząc o amatorskiej orkiestrze dętej, mają przed sobą obraz starszych osób, którzy dmuchają w trąbki na osiedlowych festynach. Tymczasem Wieniawa to bardzo młodzi, utalentowani ludzie, których dojrzałość muzyczna po prostu zdumiewa. Jak wy to robicie, że jesteście tacy fenomenalni?
WB: Po prostu siła tkwi w pasji do gry. Mamy też fenomenalnych instruktorów, którzy motywują nas do nieustannych ćwiczeń, przez co stajemy się coraz lepszymi instrumentalistami.
KRKnews: Jak Pan znajduje czas na te ćwiczenia? Pracuje Pan przecież na pełny etat, chyba, że jest Pan cyborgiem?
WB: W MPEC trafiłem na zgraną ekipę, w której jest znacznie mniej nerwowości, niż to było np. w poprzednim miejscu pracy; nie przynoszę więc stresu do domu, a to pozwala na zazębienie się pracy z pasją. Mam po szczęście do fajnych zespołów. Nie jestem solistą – ani w orkiestrze, ani w pracy. Dzięki temu jest mi łatwiej.
KRKnews: I jednocześnie trudniej, bo trzeba godzić dwa zajęcia… Co najbardziej lubi Pan grać?
WB: Jak już mówiłem nie jestem solistą, nie ma, że coś lubię lub nie lubię grać. Jeśli gra się w zespole, trzeba się podporządkować.
KRKnews: A prywatnie który z trębaczy się Panu podoba? Do którego stylistyki Panu najbliżej?
WB: Kiedy słucham muzyki, to zazwyczaj sam mam ochotę pograć, więc rzadko słucham. Ostatnio byłem jednak na koncercie, w którym uznawany za geniusza trąbki Gábor Boldoczki zagrału twory Pendereckiego. Jak dla mnie było to jednak zbyt daleko posunięte. Estetycznie najbliżej mi do Chrisa Bottiego.
KRKnews: Gra Pan od 18 lat. To sporo czasu. Czy da się z trąbki wyżyć?
WB: Gdyby się dało, pewnie nie pracowałbym w MPEC. Tu znów musimy powrócić do tematu wykształcenia. Pewnie gdybym ukończył renomowaną szkołę muzyczną może bym z tego wyżył, bo zajmowałbym się tylko tym.
KRKnews: O czym Pan marzy?
WB: O założeniu rodziny, o etacie trębacza.
KRKnews: I co Pan zrobił w tym temacie?
WB: Oświadczyłem się (śmiech), a w kwestii etatu to do filharmonii raczej bez szkoły nie pójdę. Próbowałem dostać się do pracy jako hejnalista w wieży mariackiej. Tam jednak szukają bardziej strażaków, niż artystów, a ja mam swoje nałogi.
Rozmawiała Adriana Krawiec