Jeśli Wisła na dno upadła po blamażu z Legią, to teraz zaczęła po nim szorować. Piłkarze Maciej Stolarczyka przegrali na wyjeździe z Rakowem Częstochowa, a sam trener po meczu trochę odleciał.
To była siódma (słownie: siódma!) porażka Wisły z rzędu. Krakowianie zbierają baty już wszędzie: oberwali w Stargardzie, dostali łomot w Warszawie, a teraz rozbili się o „twierdzę Bełchatów”, gdzie na co dzień gra Raków.
Efekt? Wisła zajmuje miejsce w strefie spadkowej i jeśli szybko coś się nie zmieni, to długo się z niej nie wygrzebie (o ile w ogóle uda jej się zrobić).
Dziś do wymiany nadaje się 2/3 składu Wisły. 13-krotni mistrzowie Polski grają emerytami, piłkarzami niechcianymi w innych klubach oraz żółtodziobami. Najlepiej, by teraz nad Reymonta nadciągnął huragan i przewietrzył szatnię do cna. Problem jest tylko jeden – piłkarze mają kontrakty, a Wisły nie stać na ich zerwania.
Dlatego jedyną możliwością zarządu jest wyrzucenie Macieja Stolarczyka. Trenera, który w poprzednim roku wyciągnął Wisłę z bagna i sprawił, że piłkarze, którym nie płacono od miesięcy, walczyli do upadłego. Czyli robili to, czego nie robią teraz.
Przy Reymonta trwa burza mózgów, a pytanie brzmi: „Co dalej?!”. Czasu wiele nie ma, bo przed zespołem kolejny bardzo ważny mecz – z dołującą Arką Gdynia. Kibice coraz głośniej domagają się głowy Stolarczyka. Część jednak nie obwinia go za obecną grę zespołu, ale po prostu nie widzi szansy, by szkoleniowiec po raz kolejny zdołał podnieść zespół.
Co gorsza, Stolarczyk trochę już odlatuje, bo po meczu, w którym Wisła oddała jeden celny strzał stwierdził, że było to spotkanie na… remis. Co więcej, miał pretensje do sędziego, że nie skorzystał z VAR-u przy faulu jego zawodnika, po którym sędzia podyktował rzut wolny, po którym padła bramka. Szkoda tylko, że szkoleniowiec zapomniał (nie wiedział?), iż w takich sytuacjach arbiter nie ma prawa korzystać z powtórki wideo.
Niestety, pod Stolarczykiem pali się tak mocno, że zaraz zacznie gasić pożar benzyną.
jh
