Andrzej Duda miałby pełnić funkcję prezydenta do roku 2022, a więc jeszcze przez dwa lata. To kolejny pomysł PiS na to, by nie stracić władzy już w najbliższych wyborach prezydenckich, ale też na to, by wyjść z klinczu w sprawie wyborów 10 maja, który mógłby się skończyć rozpadem koalicji tworzącej rząd.
„Obóz władzy może dziś zaproponować zmianę Konstytucji przedłużającą kadencję Andrzeja Dudy do siedmiu lat” – donosi Onet. Po przedłużonej o 2 lata kadencji, która skończyłaby się w 2022 roku, Andrzej Duda nie mógłby ubiegać się o reelekcję. Przy takim rozwiązaniu wybory prezydenckie odbyłyby się dopiero za dwa lata.
Do realizacji takiego scenariusza potrzebna jest zgoda opozycji, bo zmiany w Konstytucji, podejmowane są większością 2/3 głosów.
O konieczności przełożenia wyborów opozycja mówi od dawna, coraz bardziej ku takiemu rozwiązaniu skłania się wicepremier Jarosław Gowin. To najprawdopodobniej on jest inicjatorem wydłużenia kadencji obecnego prezydenta o dwa lata. Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz już kilka razy mówił, że nie będzie kwestionował mandatu obecnego prezydenta Andrzeja Dudy, nawet gdyby wybory prezydenckie odbyły się dopiero na wiosnę przyszłego roku. Ale wydłużenie jego kadencji o dwa lata i do tego przy zmianie konstytucji to kolejna nowość. Z jednej strony może świadczyć o o tym, że do PiS dociera, iż zorganizowanie wyborów 10 maja graniczy z cudem, ale też wciąż partia rządząca obawia się głosowania za kilka miesięcy, kiedy społeczeństwo będzie najdotkliwiej odczuwać skutki gospodarcze epidemii koronawirusa.
Dla opozycji do tej pory jedynym rozwiązaniem było wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i zorganizowanie wyborów po 90 dniach od zakończenia stanu klęski. Zgoda na nowy pomysł PiS wydaje się mało prawdopodobna.
Grzegorz Skowron
Wybory prezydenckie 2020. Jak podczas epidemii zbierać podpisy? Wybory trzeba odwołać