– Na dziesięć startupów przeżywa jeden lub dwa. Pamiętajmy jednak, że sukces tego jednego nie tylko zwraca inwestycję, ale zysk jest wielokrotnie wyższy. Takie sukcesy w Polsce już są. Także w Krakowie – twierdzi Jadwiga Emilewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju.
– Dawniej też trzeba było skądś wziąć pieniądze. Trzeba było je od kogoś pożyczyć. Dzisiejsi startupowicze też tych pieniędzy szukają, najpierw u rodziców, babci, znajomych. Nie różnią się więc bardzo od przedsiębiorców – dodaje w rozmowie z KRKnews.
KRKnews: Władze Krakowa wielokrotnie mówiły, że Kraków to miasto startupów. Ostatnio była pani w Łodzi – tam się z kolei pani nasłuchała, że Łódź to stolica startupów. Startup to teraz słowo – wytrych?
Jadwiga Emilewicz: To słowo – moda. Dobra moda, a my popieramy dobre mody. Natomiast jeśli w Łodzi mówią, że to miasto startupów, to ja odpowiadam, że to miasto jest pierwszym startupem w Polsce – ja nie mam nic, ty nie masz nic, obaj nie mamy nic, czyli mamy wszystko (uśmiech). To dobra metafora skoku, który chcielibyśmy wykonać.
Mimo transformacji w 89 roku, Polska ciągle ma gorszy moment startu niż inne kraje Unii Europejskiej. Startupy pokazują, że można przeskoczyć pewien etap rozwoju, czyli może pojawić się firma, która urośnie w niewiarygodnym tempie. Szybciej, niż rozwijają się małe przedsiębiorstwa.
W Polsce jest na to szansa, bo mamy niesamowity kapitał ludzki, a dobre pomysły rozwijają się właśnie tam, gdzie są wykształceni, mądrzy ludzie. Patrząc na międzynarodowe konkursy, szczególnie w branży IT, nie mamy się czego wstydzić.
Powiedziałem o słowie – wytrychu, bo kiedyś się zakładało firmy, które miały na siebie zarabiać, a teraz się zakłada startupy, które…
… też mają na siebie zarabiać!
Ale na początku skądś muszą wziąć pieniądze.
Dawniej też trzeba było skądś wziąć pieniądze. Trzeba było je od kogoś pożyczyć. Dzisiejsi startupowicze też tych pieniędzy szukają, najpierw u rodziców, babci, znajomych. Nie różnią się więc bardzo od przedsiębiorców.
Różnią się choćby tym, że szukają pieniędzy w budżecie państwa, czyli w kieszeniach nas wszystkich.
Nie tylko tam, ale rzeczywiście otworzyliśmy program Start in Poland, w którym dedykujemy środki publiczne. W dużej mierze to pieniądze pochodzące z funduszy europejskich, które nie są prostą dotacją na zakup wózka widłowego czy komputera, ale bardzo często są to instrumenty inwestycyjne, czyli zwrotne.
Jeśli zainwestujemy w tych, którym się bardzo chce, którzy poszukują sukcesu, to te środki w dużej mierze wrócą do budżetu, na przykład wtedy, gdy fundusze europejskie będą do nas płynąć węższym strumieniem.
Ale jeśli inwestycja się nie uda, wówczas nie wrócą.
Wiemy, że na dziesięć startupów przeżywa jeden lub dwa. Pamiętajmy jednak, że sukces tego jednego nie tylko zwraca inwestycję, ale zysk jest wielokrotnie wyższy. Takie sukcesy w Polsce już są. Także w Krakowie. Nie jest więc to palenie pieniędzy, bo często słyszy się takie zarzuty.
Na którym miejscu jest Kraków jeśli chodzi o potencjał w dziedzinie startupów?
Bardzo wysoko!
To stolica polskich startupów czy takie stwierdzenie to nadużycie?
Z racji swojego pochodzenia chętnie mówię, że tak właśnie jest. Startupy są przede wszystkim tam, gdzie są silne ośrodki akademickie, uczelnie techniczne. Ogromny potencjał jest na przykład we Wrocławiu, gdzie mamy wybitnych informatyków.
Czyli poleca pani studentom tę drogę?
Na początku powiedziałam, że to moda. I dobrze, bo jeśli część studentów pomyśli sobie, że nie tylko może pracować w korporacjach, ale chce zacząć robić coś swojego, to to jest dawna szkoła przedsiębiorczości, która dziś realizuje się w pojęciu startup.
Rozmawiał Łukasz Mordarski
fot. (u góry strony): ukCWCS via StoolsFair