Żenujące debaty żenujących kandydatów. Wiedzą o mieście mniej, niż ten pan na ławce

Nasi kandydaci urwali się z księżyca. Nie mają pojęcia o czym mówią. A zderzenie, z rzeczywistością w realnym świcie bywa bardzo bolesne dla psychiki, popada się w długofalową depresje, co przy stanie naszego NFZ słabo rokuje – pisze nasz publicysta Janusz Wicherek.

Odbyły się już chyba ze dwie lub trzy debaty części kandydatów na prezydenta Krakowa. Nie lubię takich publicznych pojedynków, bo uważam, że dobry orator nie zawsze jest dobry politykiem. Ale polityka się dziś zmienia, więc postanowiłem jednak zobaczyć jak wygląda nasz krakowski przyszłoprezydencki wytwór marketingowy.

Z książki do PR za 3,99

Poza tym na FB Łukasz Gibała wykupił grafikę z której wynika, że dwóch najpoważniejszych kandydatów nie wzięło w niej udziału, pisząc że takie zachowanie nas krakusów lekceważy. Na jedną z debat były poseł przyniósł też budzik, aby rzekomo „obudzić” Jacka Majchrowskiego i Małgorzatę Wassermann, którzy nie mają ochoty dyskutować z pozostałymi. Tani chwyt z tym budzikiem, niczym z książki do PR za 3,99, ale… ciemny lud ponoć wszystko kupi, mógł pomyśleć Gibała.

Tak czy siak, zdecydowałem się. Oglądam. Pierwsza debata w Gazecie Wyborczej. Ponad dwie godziny jakoś przebrnąłem, na raty, ale dałem rade. Druga w Radiu TOK FM. Nie zdzierżyłem do końca. I miałem napisać jedno słowo – żenujące.

Ja, prezydent. Ja, Kraków

Nasi kandydaci – no może z wyjątkiem Konrada Berkowicza – urwali się z księżyca. Mam wrażenie, że naprawdę nie mają pojęcia o czym mówią.

Nie rozumieją tego, że miasto to nie jest oderwane od realiów otaczającego nas świata greckie polis – samowystarczalne, demokratycznie zarządzane przez ogół obywateli. Ale pewnego rodzaju organizm społeczny na który oddziałuje tysiące czynników zewnętrznych, ograniczeń ekonomicznych, prawnych i społecznych. To nie jest klasyczny absolutyzm oświecony, gdzie „ja, prezydent  – niczym król słońce – to ja, Kraków” – dzieci drogie to tak nie biega. Nie dziś, nie w XXI wieku. Ochłońcie trochę.

Pcim to za wysokie progi

Po wysłuchaniu tych debat żaden z kandydatów nie byłby w stanie zdać w urzecie gminy w Pcimiu – nie mówię już o Krakowie – egzaminu stażowego w procesie rekrutacji na stanowisko urzędnicze. A co tu dopiero mówić o zarządzaniu tak skomplikowanym organizmem społeczno-ekonomiczno-administracyjno-ludzkim jakim jest miasto, gdzie na jednej ulicy 20 osób chce na przykład drogi, a kolejne 20 protestują przeciwko budowie, zakładając stowarzyszenie krzykaczy.

Nie da się zwolnić wszystkich urzędników i rządzić zza biurka dekretami. Naprawdę się nie da. Bo ten system tak jest skonstruowany – nie tylko w Krakowie, ale w całej Polsce, bo te rozwiązania wynikają z KPA, szeregu ustaw – miedzy innymi o planowaniu przestrzennym, finansach publicznych, zamówieniach publicznych, prawie budowlanym i dziesiątek innych.

Po fusach z kawy nie da się jeździć

Naprawdę przeczytajcie je przed kolejną debatą. Pomyślcie. Zejdźcie na ziemię. Bo to wszystko nie jest takie proste i łatwe. A zderzenie, z rzeczywistością w realnym świcie bywa bardzo bolesne dla psychiki, popada się w długofalową depresje, co przy stanie naszego NFZ słabo rokuje.

Oczywiście wam, drodzy kandydaci, w tych debatach jest łatwiej, bo jesteście z tej strony, która krytykuje – tak jest łatwo, miło i przyjemnie.

Jasne, można rozdawać na Królewskiej kawę, jak to robi pan Łukasz, ale ja tam wolę jak ktoś tę Królewską przebudowuje – bo po fusach z kawy nie da się chodzić ani jeździć.

Kto chce rządzić Krakowem?

Można też chcieć wszystko uzgadniać z mieszkańcami, jakby to chciał nasz motylek z Razem, ale z reguły mieszkańcy są dość oporni i mają to w nosie – a szkoda bo później grupy tak zwanych aktywistów (czyli złota polska, 30-letnia oderwana od rzeczywistości przyjezdna młodzież) decyduje o nas, mieszkańcach Krakowa, i zbawia nas na siłę. Choć na szczęście się to już trochę zmienia, bo mieszkańcy pogonili aktywistów na Kazimierzu, jak się im zachciało strefy bez samochodu. Uważam, że powinien być wymóg przy konsultacjach społecznych – wypowiadają się mieszkańcy danych ulic, a nie „żabki na gościnnych występach” czy inne „żuczki modraszki”.

Jak profesor i uczeń

Podsumowując – wpadłem dlaczego nie było na tych debatach dwóch najpoważniejszych kandydatów.

Sprawa jest prosta.

Zapewne uznali, że i tak w dwie godziny nie są w stanie wyłożyć zasad  funkcjonowania otaczającego nas świata niedouczonym kontrkandydatom, więc po prostu nie przyszli…

Janusz Wicherek

Zobacz także:

Afera w seminarium! Pornografia z udziałem dzieci i zwierząt

Najnowsze

Co w Krakowie