Trwa spór o uchwałę w sprawie wprowadzenia zmian w strefie płatnego parkowania. Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego odpowiada na zarzuty radnych i wytyka… brak logiki.
W pierwszych słowach swojego wystąpienia Łukasz Franek zaprzeczył, by uchwała w sprawie zmian w SPP była wprowadzana „po kryjomu”. – Propozycje podwyższenia stawek funkcjonują funkcjonują w przestrzeni publicznej od kilkunastu tygodni, więc argument o tym , ze coś jest robione z zaskoczenia jest chybiony – przekonywał.
W podobnym tonie wypowiadał się w sprawie pojawiających się argumentów o rzekomym ukrywaniu analiz, na których opierał się ZTP przygotowując projekt uchwały. – Analizy są publicznie dostępne, byliśmy do niej zobligowani i tu nie ma żadnej tajemnicy – stwierdził.
Jego zdaniem dyskusje o wysokości stawek za postój są bezcelowe, bo mieszkańcy zawsze będą optować za najniższymi stawkami. – Była mowa, że trzeba skonsultować czy 5, czy 6 czy 7 złotych. SPP to narzędzie, żeby osiągnąć pewien cel – czyli większą rotację i mniejszą liczbę pojazdów. To nie jest plebiscyt, pytanie czy ma być fajnie – grzmiał.
Po raz kolejny przytoczył argument, że zaproponowane przez ZTP stawki są rynkowe. – Na parkingach prywatnych, chociażby w sąsiedztwie naszej jednostki trzeba zapłacić 8 złotych, poniżej 7 się nie zdarza. Te parkingi nie stoją puste. Jak widać są osoby skłonne do zapłaty – wytykał.
Szef ZTP odniósł się do ostrych słów przewodniczącego klubu PiS Włodzimierza Pietrusa, który wytknął władzom Krakowa „skok na kasę”. – Ten argument jest nielogiczny, bo teoretycznie wpływy z tytułu SPP będą niższe. Ale nam nie chodzi o wpływy, a o to, żeby było łatwiej zaparkować – mówił.
Odparł też argument o rzekomym upadku przedsiębiorczości, spowodowanym podwyżkami w strefie. – Analizy nigdzie nie wskazały na to, że podwyższanie opłat wpływa negatywnie na handel. Dla przykładu, znana galeria w samym centrum, tuż przy dworcu zaczynała od bezpłatnych godzin. I co? Wprowadziła opłaty, bo zapchane parkingi odpychają klientów. Jeżeli jest dobry sklep, dobry fryzjer to i tak przyjedziemy – zarzekał się.
Łukasz Franek zapewniał też, że mówienie o tym, że stawka za komercyjny abonament w wysokości 1600 zł (za wszystkie trzy podstrefy) jest w pełni skorelowana z proponowanymi kwotami i nie uderzy w przedsiębiorców. – Większość firm w centrum to przedsiębiorstwa indywidualne, więc te podwyżki ich nie dotkną – argumentował.
Na koniec zapewnił, że najgorszym z możliwych wyjść jest zaniechanie. – Samo z siebie nie będzie lepiej. Nie ma innych narzędzi. To oszukiwanie się – powiedział.