Zacieranie rąk, sąsiedzkie przekomarzania i chęć zwycięstwa – to wersja soft. A hard to wygrażanie, opluwanie i chęć upokorzenia rywala. W sobotę (godz. 20.30) mecz Wisła Kraków – Cracovia, czyli Wielkie Derby Krakowa. No właśnie, czy wciąż takie „wielkie”? My twierdzimy, że nie i mamy na to 5 argumentów.
1. Wielkie? To czemu nie ma kompletu?
W sobotę nie będzie kompletu, choć stadion Wisły nie jest nawet w „piątce” największych obiektów w kraju. Przy Reymonta mieści się 33 tys. widzów, tymczasem na niewiele ponad dobę przed meczem sprzedanych było 22 tys. wejściówek. To tyle samo, ile w tej kolejce może obejrzeć mecz Górnika z niespełna 200-tysięcznego Zabrza, z przeciętną Arką Gdynia!
Dla porównania: na derby w Anglii czy Gran Derby w Hiszpanii bilety schodzą na pniu. Z kolei derby Zagłębia Ruhry (Schalke – Borussia Dortmund) ostatnio obejrzało ponad 60 tys. widzów.
To większe państwa i nieosiągalne dla nas ligi? OK, ale już przed Szkotami nie mamy się czego wstydzić, a tam ostatni mecz Glasgow Rangers – Celtic Glasgow obejrzało 50 tys. widzów. Czyli skoro my mamy wielkie derby, to oni mają HiperTurboOgromniaste?
2. Wielkie? To czemu całe miasto nimi nie żyje?
W Krakowie zameldowanych jest ponad 750 tys. mieszkańców, więc jeśli uznamy, że w sobotę na stadionie zasiądzie 25 tys. widzów, to znaczy, że na obiekt wybierze się co 30 krakowianin.
To jeszcze nie byłaby zła statystyka (choć w Glasgow idzie co 11 mieszkaniec), ale popatrzcie w trakcie meczu jakie flagi będą wisiały na sektorach kibiców.
Pewnie Jaworzno, Bochnia, Andrychów, Trzebinia i wszystkie pobliskie wsie i miasteczka. Rzućcie też okiem na rejestracje samochodów. Wtedy okaże się, że tych krakowian na meczu jest zdecydowanie, zdecydowanie mniej.
3. Wielkie? To czemu normalny kibic gości nie chce na nie iść?
Kibic, nie kibol. Niestety, ale od lat bilety na sektor gości nieprzypadkowo w dużej mierze trafiają w ręce bandziorów, a nie kibiców. Ci normalni na bilet nie mają szans, zresztą nawet nie próbują o nie walczyć. Bo i po co? Żeby stać się ruchomym celem tysięcy innych kiboli? Sorry, ale dla nas derby, na które normalny kibic iść nie może, to nie są Wielkie Derby, ale Żenujące Derby.
Panoszące się od lat kibolstwo zaanektowało sobie mecze między Wisłą a Cracovią i zwykły człowiek po prostu nie jest w stanie się nimi emocjonować. A szczególnie, jeśli ma iść na stadion rywala (a w kibolskiej nomenklaturze „wroga”, „śmiecia”, „szmaty z drugiej stron Błoń”).
4. Wielkie? To czemu nie ma wielkich piłkarzy?
Dobra, nie żądamy na murawie Neymara czy Messiego, ale dziś ani Wisła, ani Cracovia nie mają ani jednego (!) zawodnika klasy międzynarodowej. Wiecie, takiego Żurawskiego, Frankowskiego, czy nawet Gizy, który – było, nie było – na mistrzostwa świata pojechał.
A dziś? Wisła ściąga hiszpańskich trzecioligowców, którzy i tak są lepsi od tych, co biegają za piłką w Cracovii.
5. Wielkie? To czemu nie stoją za nimi wielcy ludzie?
Jeśli coś jest Wielkie, to warto się przy tym ogrzać, z tym pokazać. Wczoraj Wielki był Paweł Fajdek, więc prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło od razu wysłali mu gratulacje.
Tymczasem pomyślcie chwilę i podajcie nam trzech wielkich/ważnych/znanych krakowian, którzy chcą się ogrzać przy Wielkich (?) Derbach Krakowa.
Andrzej Sikorowski, kiedyś afiszujący się miłością do Wisły, właśnie napisał piosenkę, w której nabija się z kiboli (czytaj TUTAJ ).
Polityk Jerzy Fedorowicz, jak już kiedyś zaprezentował się na derbach, to lepiej jakby w ogóle nie przychodził, bo na stadion przydreptał owinięty w szalik obrażający Cracovię, z czego później gęsto musiał się tłumaczyć.
Nawet piłkarze odcinają się od tych krakowskich gierek między Cracovią a Wisłą. Andrzej Iwan zapowiedział nawet, po jednym z morderstw na tle kibolskim, że nigdy więcej na stadion Cracovii już się nie wybierze.
***
To nie jest tak, że triumfujemy, uderzając w wielkość (?) derbów. Nie, też chcielibyśmy, żeby to była wizytówka miasta i coś, co elektryzuje Kraków (a potencjał do tego ma ogromny!). Tyle, że na razie ciśnienie krakowianom to nie podnoszą piękne akcje i gole, ale tysiące policjantów na ulicach.
OK, dla nas to nie problem – dalej możemy nazywać te derby Wielkimi (ba, nawet Ogromniastymi!). Dalej możemy udawać, że przemawia za nimi prestiż, historia i zainteresowanie całej Polski. Tyle, że od samego udawania (i nazywania „Wielkim”) jeszcze nic nigdy nikomu wielkiego nie urosło.
dn
zdjęcie tytułowe / fot. DrabikPany via Foter.com