Dzików trzeba się pozbyć z miasta – co do tego krakowianie są zgodni. Problematyczna jest natomiast forma, w jakiej samorząd miałby tego dokonać. W tym tygodni krakowscy radni spierali się, jak rozwiązać kwestię dzików w miesicie.
W związku z coraz liczniejszymi zgłoszeniami mieszkańców o dzikach, urząd miasta zainstalował w trzech lokalizacjach specjalne odłownie, do których dziki były nęcone i chwytane, a następnie wywożone na tereny niezamieszkane. Jak podawał magistrat, jedna pułapka w niecały rok odławiała ponad 200 dzików. Działający w magistracie zespół zadaniowy ds. rozwiązania problemu dzików szacuje, że w Krakowie, którego powierzchnia liczy 33 tys. hektarów żyje od 1 tys. do 1,5 tys. tych zwierząt.
Podczas ostatniej sesji rady miasta, radni dyskutowali na projektem rezolucji, skierowanej do wojewódzkiego lekarza weterynarii o powrót do sprawdzonej metody odławiania dzików i relokacji zwierząt na tereny niezurbanizowane. Radni byli zgodni, że problem występowania dzików w mieście jest poważny i z czasem będzie narastał. Różnili się w propozycjach jego rozwiązania.
Przypomnijmy. W Krakowie przez jakiś czas stosowano taką metodę zmniejszania populacji dzików w mieście. W kilku miejscach ustawiono pułapki, a kiedy dziki w nie wpadły wywożono je poza miasto. Niestety zrezygnowano z tego sposobu, bo wojewódzki lekarz weterynarii zabronił relokacji dzików ze względu na rozprzestrzenianie się choroby ASF.
„W efekcie miasto Kraków zaprzestało wykorzystywania odłowni, a problem dzików jest coraz większy. Aby miasto Kraków mogło powrócić do sprawdzonej metody odławiania i przewożenia dzików na tereny niezurbanizowane w granicach Gminy Miejskiej Kraków, potrzebujemy wyłączenia terenów miasta Krakowa z decyzji o zakazie relokacji” – uzasadniono w rezolucji.
Według jej autorów głównym argumentem za tym wyłączeniem jest brak przypadków wystąpienia ASP na obszarze miasta oraz specyficzny, niemal zamknięty układ drogowy, który skutecznie ogranicza relokację dzikich zwierząt spoza miasta do Krakowa.
„To nie jest pomysł populistyczny, to rekomendacja tego zespołu. My więcej nie możemy zrobić, jak apelować do służb. Tyle jesteśmy winni mieszkańcom, żeby próbować ten problem rozwiązać” – przekonywał radny Michał Starobrat (Klub Nowoczesna) współautor petycji.
Radny Józef Jałocha (PiS) oponował, że przed podjęciem decyzji o wywożeniu dzików na peryferyjne tereny niezurbanizowane należałoby najpierw zapytać o zdanie okolicznych mieszkańców. „Jestem ciekaw co powiedzą sąsiedzi, jak puścimy tam dziki. Uważam, że ta rezolucja nie ma sensu, bo godzi w osoby zamieszkujące na peryferiach” – wskazywał.
Podobnego zdania był radny Andrzej Hawranek (PO), który przytaczał dane mówiące nawet o 3 tysiącach dzików żyjących w mieście. Według niego wzrostowi populacji sprzyja pogoda i łatwy dostęp do pożywienia, a skutecznym sposobem na ograniczenie liczby dzików jest ich fizyczna eliminacja.
Jacek Bednarz z klubu radnych Przyjazdy Kraków zwrócił uwagę, że dziki stanowią problem dla wielu polskich miast i żadne z nich do tej pory nie znalazło skutecznego rozwiązania. Według niego odłownie też go nie rozwiążą, bo wywiezione zwierzęta i tak wrócą tam, gdzie miały dogodne warunki bytowania.
Podobnego zdania była radna Anna Prokop-Staszecka z tego samego klubu: „Problem jest bardzo poważny, ale podrzucanie +świni+ komuś innemu, czyli relokacja jest po prostu nieuczciwe” – mówiła.
Ostatecznie rezolucja została przegłosowana 23 głosami za, przy czterech przeciwnych i czterech wstrzymujących się.
Dziki znów grasują na terenie Krakowa. Duża grupa wtargnęła na plac zabaw
Patrycja Bliska

