W mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja między radnym miasta Krakowa, Łukaszem Gibałą, a prezydentem Aleksandrem Miszalskim. W centrum uwagi znalazł się plan reformy Urzędu Miasta Krakowa, zaprezentowany w tym tygodniu przez Miszalskiego. Reforma zakłada m.in. utworzenie ośmiu departamentów, które będą nadzorować pracę poszczególnych wydziałów i miejskich jednostek. Zdaniem Miszalskiego, zmiany mają na celu usprawnienie działania urzędu, jednak Gibała ma co do tego poważne wątpliwości.
Łukasz Gibała szybko zareagował na ogłoszone przez prezydenta Miszalskiego plany. Na swoim profilu w mediach społecznościowych napisał: „Dzisiaj Aleksander Miszalski przedstawił swój projekt reformy urzędu. Najważniejsza zmiana polega na powołaniu 8 departamentów, które będą nadzorować prace poszczególnych wydziałów urzędu miasta i miejskich jednostek. (…) Moim zdaniem oczywisty [cel]: powstanie nowa pula wysokopłatnych stanowisk, które Miszalski rozda swoim partyjnym kolegom.”
Według Gibały, reforma Miszalskiego to nic innego jak „dzielenie łupów” między partyjnych działaczy. Radny podkreśla, że stworzenie nowych dyrektorskich stanowisk – które, jak sugeruje, mogą być rozdane po znajomości – to nie tylko powiększenie biurokracji, ale również znaczne obciążenie finansowe dla miasta. „Koszty tych zmian trudno dzisiaj oszacować, ale sądzę, że tylko w skali jednego roku będą to grube miliony” – dodaje Gibała, prognozując, że krakowianie mogą odczuć te zmiany w miejskim budżecie.
Prezydent Miszalski odpowiedział na zarzuty w równie ostrym tonie, zarzucając Gibale „mijanie się z prawdą” i szerzenie teorii spiskowych. Podkreślił, że powołanie departamentów to tylko jeden z elementów szerszej reformy, której celem jest usprawnienie pracy urzędu i poprawa zarządzania miastem. „Powołanie departamentów to jedynie element restrukturyzacji urzędu, który usprawni kontrolę nad poszczególnymi wydziałami i jednostkami” – wyjaśniał Miszalski. Dodał również, że zmiany te będą miały na celu wprowadzenie mechanizmów zarządzania miejskim długiem oraz wdrożenie polityki równościowej, która usprawni działania antymobbingowe w urzędzie.
Prezydent skrytykował także oskarżenia Gibały o tworzenie nowych stanowisk dla „partyjnych kolegów”: „Pisanie, że powołanie departamentów to najważniejszy element całej restrukturyzacji, jest zwyczajnie mijaniem się z prawdą. Natomiast kwestia powoływania nowych 'partyjnych’ dyrektorów to zwyczajne szukanie teorii spiskowych” – napisał Miszalski, próbując obalić zarzuty o polityczne nominacje.
Łukasz Gibała nie dał się jednak przekonać. W kolejnym wpisie przypomniał obietnice wyborcze Miszalskiego, które – jego zdaniem – nie zostały dotrzymane. Jako przykład podał przypadek powołania głównego architekta miasta, który, według Gibały, miał być wybrany w otwartym konkursie, a ostatecznie stanowisko to bez konkursu objął Janusz Sepioł. „W programie wyborczym twierdziłeś, że główny architekt miasta zostanie powołany w konkursie. Cztery miesiące po wyborach powołałeś na tę funkcję Janusza Sepioła bez żadnego konkursu” – przypomina Gibała, dodając, że wcześniejsze nominacje Miszalskiego wskazują na „dzielenie łupów według klucza partyjnego”.
Oprócz Sepioła, Gibała wskazał również na inne osoby, które objęły wysokie stanowiska, mimo że – według radnego – nie przeprowadzono konkursów. „Powoływani są ludzie bez konkursu, lub w wyniku konkursów ‘tajnych’, lub tacy, którzy konkursy przegrali. Ale za to wszyscy mają partyjne legitymacje” – ironizuje radny, sugerując, że nominacje nie były przeprowadzone zgodnie z zapowiedziami prezydenta.
W odpowiedzi na te oskarżenia, Miszalski stwierdził, że krytyka Gibały ma podłoże polityczne i że opozycyjny radny od początku był przeciwny jakimkolwiek reformom. Zarzucił także Gibale brak akceptacji wyniku wyborów, sugerując, że ten nie potrafi pogodzić się z porażką. „Ale przecież wszyscy wiemy, że nie ma takiej zmiany, którą byś pochwalił, skoro nawet dalej nie uznałeś wyników wyborów za obowiązujące” – napisał Miszalski, czym dodatkowo zaostrzył ton wymiany zdań.
Na to Gibała odpowiedział krótko: „Nie wiem, skąd Ci przyszło do głowy, że nie uznałem wyników wyborów. Gdybym ich nie uznał, to bym się nie uważał za radnego i nie przychodził na sesje rady miasta. Tymczasem przychodzę, ale być może tego nie zauważyłeś, bo faktycznie praktycznie cały czas jesteś nieobecny” – zaatakował, nawiązując do nieobecności prezydenta na sesjach rady miasta.