Kolorowe jarmarki. (Nie) Polityczny Kraków

Święta idą, a jak święta to i prezenty, nawet jeśli to Wielkanoc. Kraków to bardzo dobre miejsce, by dla drogich sobie osób kupić adekwatne tj. drogie prezenty. Czasu na to nie pozostało zbyt wiele, bo wielbiciele porzekadła „Święta, święta i po świętach” już rozgrzewają się w blokach startowych.

Jak co roku ruszył na Rynku Głównym Jarmark Wielkanocny i jak co roku zebrał on cięgi od grona krytyków. Oczywiście koronnym argumentem pojawiającym się w mediach i dyskusjach był ten, że za drogo. Argument znany i przez kolorowe tytuły lubiany, więc nie wymagający dalszego rozwijania. No, może prawie nie wymagający. Przyglądając się bowiem polskim i europejskim jarmarkom świątecznym ceny w Krakowie mieszczą się w górnych stanach strefy średniej. A przecież Kraków ma europejskie aspiracje, więc od czegoś trzeba zacząć.

Lata krytyki – raz słusznej, raz wcale nie, zaowocowały też zmianą w postaci zniżek na wybranych stoiskach dla posiadaczy Karty Krakowskiej i Karty Krakowskiej Rodziny z Niepełnosprawnym Dzieckiem. To czyni nasz Jarmark Wielkanocny przystępniejszym i to nawet do tego stopnia, że teksty o osławionych paragonach grozy, które zalały Internet podczas Jarmarku Bożonarodzeniowego, przed Wielkanocą są znacznie rzadsze. Nie ma też mowy o nieporządku, ani o ciasnocie, która zajmowała poczesne miejsce w  poświęconych jarmarkowi świątecznemu informacjach z końca ubiegłego roku. Utyskiwać więc mogą jedynie ci, którzy posiadając np. Kartę Krakowską chcieliby upłynnić zniżkowy przywilej na stoiskach z winem, czy piwem. Z przykrością śpieszy im się bowiem donieść, że się nie da.

Ale porzucając na chwilę sarkazm, fakt, że organizatorzy jarmarku wyszli naprzeciw oczekiwaniom Krakowian jest naprawdę wart uwagi. Szczególnie, że Kraków jako marka turystyczna, która według badań jest bardziej rozpoznawalna niż Polska, starając się mniej może oczekiwać więcej. Problem niedawnych jarmarków polegał więc na tym, że organizatorzy oferowali znacznie mniej atrakcji, stoiska układało się w kupie, windowało się ceny i można było zacząć handlować, bo turyści i tak kupią. Słusznie, niech kupują, od dawien dawna wiadomo bowiem, że towar jest wart tyle, ile ktoś jest gotów za niego zapłacić. A skoro co roku są wystawcy z dużymi cenami, to są i odbiorcy z odpowiednio zasobnymi portfelami.

To dobrze, że marka turystyczna Kraków wybija się ponad inne. Nic nie jest jednak dane na zawsze. Być może niektórzy wystawcy zrozumieli to i krakowskie jarmarki zaczynają osiągać nowy standard cenowy- i tym razem nie chodzi o wzrost tych cen. Czy trzeba od razu stawiać w centrum miasta monstrualne zające i pisanki, a w okolicach Bożego Narodzenia budować na płycie Rynku lodowisko i mini wesołe miasteczka dla najmłodszych, okraszając to wystrojem rodem z opowieści o Świętym Mikołaju i elfach? Pewnie nie, choć tym tropem poszły jarmarki Belgii, Luksemburga, czy (niech narodowo-katolicki czytelnik wybaczy) Niemiec.

Tak, jarmark świąteczny (każdy!) to kicz i taki właśnie ma być, bo takie są oczekiwania odbiorców. Tyle, że nawet oferując kicz trzeba się czasem trochę postarać.

Na drugim biegunie kiczu jest zdaje się styl, smak i oryginalność. I choć to już przeszłość, warto przypomnieć, że taki właśnie miał być Kraków Story. Unikatowy, prezentujący rękodzieło i twórczość miejscowych artystów. Wśród owych dzieł złote pierożki za prawie 100 złotych, czy mydło za ponad 160 złotych. Zaczął swoją działalność w Pawilonie Wyspiańskiego z przytupem przed Bożym Narodzeniem dwa i pół roku temu. Skończył 31 grudnia 2024 r., wraz z podmiotem, do którego należał, czyli równie słynną co tajemniczą spółką Kraków 5020. Trudno orzec, czy organizatorzy sklepu mieli zbyt wysmakowany gust, czy za ciężkie pieniądze chcieli opchnąć ludziom różne sprzęty z kategorii złote, a skromne, ci zaś woleli własne wariacje na temat kiczu. Faktem jest, że z końcem ubiegłego roku sklep, do którego Krakowianie dopłacali ze swoich podatków (bo dopłacali do spółki, która go prowadziła) przestał istnieć.

Jarmark Wielkanocny zamyka się natomiast 21 kwietnia. Mamy więc ostatnią okazję, by chwycić za portfele i upłynnić trochę gotówki na rzeczy, których potrzebę, zbędność, piękno lub brzydotę będziemy oceniać w domowym zaciszu. Tak czy inaczej,  wielbicielom wszelkich wyobrażeń o estetyce piszący te słowa życzy na co dzień i od święta zdrowia, spokoju, radości i tyle kiczu w życiu ile jest im potrzebne!

Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu

 

Najnowsze

Co w Krakowie