Kulturalna klęska urodzaju. (Nie) Polityczny Kraków

Takim terminem można śmiało określić to, co się dzieje wokół siedzib muzycznych instytucji kultury w Krakowie. Kiedyś nie było żadnej, potem miała być jedna, a skończy się pewnie na trzech.

Kraków ma skądinąd słuszne pretensje do bycia stolicą kultury. Argumentów, by tak było, jest mnóstwo, nie ma więc sensu znów ich przytaczać. Ale są także kontrargumenty, z których koronny jest taki, że nie mamy pod Wawelem własnej filharmonii. Słowo „własna” jest w tej wypowiedzi kluczowe, a to dlatego, że siedziba Filharmonii Krakowskiej na rogu ulic Zwierzynieckiej i Straszewskiego to kinoteatr wynajmowany od krakowskiej kurii i do niej należący. Jedna z kluczowych instytucji kultury w województwie jest więc zdana na łaskę instytucji, która to łaska-ze wszystkimi tego konsekwencjami- wiadomo na jakim koniu jeździ.

Odkąd wprowadzono w Polsce trójstopniowy podział samorządu instytucje kultury takie jak filharmonie przeszły pod zarząd samorządu województwa. Małopolska jest natomiast jedynym regionem, który własnej siedziby dla filharmonii nie ma. W pozostałych zaś odpowiednie budynki albo już były, albo pobudowały się z pieniędzy unijnych w ramach dwóch pierwszych budżetów UE, w których miała udział Polska.

Oczywiście nie jest tak, że województwo nie robiło w sprawie siedzib dla muzycznych instytucji kultury nic. Wybudowało na przykład Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, gdzie infrastruktura koncertowa jest odpowiednia, z tym, że samo położenie między polami kukurydzy i ziemniaków, prawie 100 km od Krakowa, może już niekoniecznie.

Oprócz bezdomnej Filharmonii bezdomne są również zasłużone krakowskie orkiestry Sinfonietta Cracovia i Capella Cracoviensis, a Akademia Muzyczna ściska się w budynku po Komitecie Wojewódzkim PZPR. Stąd słuszna była idea, która pojawiła się na początku ubiegłej dekady, by dla wszystkich tych instytucji stworzyć jedną siedzibę.

Jak to w Krakowie, musiał powstać komitet honorowy, który został powołany uchwałą zarządu województwa w 2012 r., a na którego czele stanął ówczesny przewodniczący sejmiku Kazimierz Barczyk. Komitet organizował spotkania, pisał dezyderaty i parł do zamiany działek z wojskiem tak, by nowy budynek powstał przy ul. Skrzatów, w pobliżu Bulwarów Wiślanych na Grzegórzkach.

Ogłoszono nawet konkursy urbanistyczno-architektoniczne dotyczące budowy Centrum Muzyki, bo tak miał nazywać się obiekt, ale wszystko trwało i trwało i trwało. Potem okazało się, że w kolejnych perspektywach budżetowych UE nie ma już miejsca na duże projekty infrastrukturalne, a partnerzy województwa małopolskiego zaczęli tracić cierpliwość.

Najpierw prace projektowe nad własnym osobnym budynkiem zaczęła prowadzić Akademia Muzyczna, a potem samorząd Krakowa, który znalazł miejsce dla swoich orkiestr przy Cichym Kąciku. Przy okazji „pożyczył” też sobie nazwę Centrum Muzyki. A samorząd województwa? Samorząd województwa pozostał z mocarstwowym projektem sam, nadal wynajmując siedzibę dla Filharmonii.

Dopiero w ostatnich dniach coś się ruszyło i marszałek województwa Łukasz Smółka powołał Zespół ds. powstania siedziby Filharmonii. Zespół z kolei postanowił, że obiekt powstanie nie przy ul. Skrzatów, ale na działce przy Rondzie Grzegórzeckim, gdzie wcześniej miał stanąć tzw. ratusz marszałkowski.

Na czele zespołu stanęła odpowiedzialna za sprawy kultury członkini zarządu województwa Iwona Gibas, która już na wstępie zadeklarowała, że nie wyobraża sobie, że Filharmonia miałaby powstać gdzieindziej niż w Krakowie. Jest to deklaracja cenna, bo sama Iwona Gibas jest z Małopolski Zachodniej, a przykład Lusławic mógł być inspiracją do szukania nowej lokalizacji – wszak jej środowisko polityczne od dawien dawna niesie na swoich sztandarach hasła zrównoważonego rozwoju, czyli lokowania inwestycji nie tylko w dużych miastach, które i tak na to środowisko nie głosują.

Nie wiemy jeszcze w tym momencie w czym Zespół ds. powstania siedziby Filharmonii jest lepszy od Komitetu Honorowego Budowy Centrum Muzyki, a działka przy Rondzie Grzegórzeckim od działki przy Skrzatów. Dobrze jednak się dzieje, że w tej sprawie znów coś drga. Jedyna szkoda jest taka, że ciekawy pomysł jednego wspólnego projektu dla trzech instytucji nie powiódł się i teraz szykujemy się na trzy mniejsze podmioty. Ale jeżeli Kraków chce być uważany za stolicę kultury musi działać z rozmachem-przynajmniej ilościowym. Jak więc mawiał klasyk-mają rozmach… ludzie kultury.

 

Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu

Najnowsze

Co w Krakowie