Szanowni Państwo, dożyliśmy wiekopomnego momentu. Przy czym nie chodzi o moment powstania w Krakowie metra, bo to będzie można ocenić kiedy zacznie ono faktycznie powstawać. Chodzi o fakt, że krakowski Magistrat przedstawił wreszcie konkretny plan jego budowy. Co dla nas z niego wynika?
Są rzeczy, z których autentycznie można się cieszyć. Takie jak fakt, że w Magistracie przestali tańczyć na dachach i łączyć wydziały w departamenty, by ograniczać zatrudnienie przez jego zwiększanie. Prezydent Krakowa ze swoimi Urzędnikami i Ekspertami przedstawił realny plan powstania metra w naszym mieście i należy to uznać za rzecz doniosłą. Do tej pory ze strony różnych władz na przestrzeni lat mieliśmy bowiem kluczenie i opowieści o tramwajach w tunelach i tym podobnych rzeczach.
Tymczasem w środę padło jasne sformułowanie-budujemy metro i za to Prezydentowi Miszalskiemu i jego Urzędnikom chwała. Chwała im także za to, że z perspektywy zachowawczej wizji metra po lewej stronie Wisły, postanowili też dostrzec mieszkańców jej prawego brzegu i przeprawić (na razie na mapie) metro przez rzekę. To są dwa najważniejsze pozytywy ogłoszonego planu inwestycji komunikacyjnych.
Teraz negatywy, ale nie po to by Magistrat na czele z Panem Prezydentem kopnąć w kostkę i napluć do zupy, ale by zastanowić się nad dalszymi ruchami nad inwestycją, która Krakowowi jest absolutnie potrzebna. Po pierwsze, budujemy metro, a nie tramwaj w tunelu, dlatego należy jasno postawić sprawę postępowania i gromadzenia dokumentacji w sprawie budowy… No właśnie, czego? Tego, co miało jechać w tunelu od Miasteczka AGH w kierunku Ronda Młyńskiego i nad czym biedzi się kolejny miesiąc oświęcimski Magistrat. Czymkolwiek by to nie było (a chyba jednak było tramwajem w tunelu), co dalej z tym projektem? Czy się kończy? Czy jest zmieniany pod nową koncepcję? I ile pieniędzy utracił bezpowrotnie Krakowski Podatnik w związku z faktem, że koncepcja się zmienia?
Po drugie, Kraków z ogłoszonymi w minioną środę trasami metra, jest pełen białych plam, gdzie metro dojeżdżać nie będzie. A to z powodu, że mieszka tam za mało ludzi, a to z powodu, że główny ciężar transportu w tamtych rejonach leży na barkach tramwajów, autobusów i pociągów, które sobie z tym dobrze radzą. Eksperci zdają się solidnie tłumaczyć decyzję o takim a nie innym usytuowaniu linii metra. Ale to jest stan na dziś. Miasto będzie rozwijać się i rozrastać. Może kiedyś rzeczywiście powstanie nasz mały Manhattan na Rybitwach, do których w aktualnych planach metro nie dojeżdża. Oczywiście, jeśli linie metra powstaną, będą się potem rozwijać do innych części miasta, jednak chyba warto pomyśleć o tym już teraz.
W zaprezentowanym planie znajduje się bowiem pewna ekwilibrystyka. Polega ona na tym, że przez większą część trasy obie linie jadą tym samym śladem, by rozdzielić się dopiero w okolicach Borku Fałęckiego. W ten sposób z dwóch linii robi się półtora, bo w większości przemierzają tę samą trasę. Kraków to miasto z aspiracjami. Spróbujmy przez chwilę porównać się z historyczną, istotną turystycznie i podobną pod względem liczby ludności Pragą, która też przecięta jest rzeką. W Pradze funkcjonuje trzy linie metra, z których każda przynajmniej raz przechodzi przez Wełtawę. Każda z nich natomiast przecina się pozostałymi tylko raz, takich „skrzyżowań” jest więc trzy. W Krakowie linie mają się pokrywać na trasie 17 przystanków, wszystkich zaś ma być 29. Oczywiste, że laikowi łatwo kreślić takie wizje, ale jedyny sensowny układ komunikacyjny jest wtedy, gdy można relatywnie łatwo dostać się z północy na południe i z zachodu na wschód. To ogranicza liczbę białych plam i liczbę niezadowolonych mieszkańców. Z tym, że dużo kosztuje.
I tutaj przechodzimy do problemu numer trzy, czyli pieniędzy. Urzędnicy wyliczyli, że na budowę potrzebne będzie 15 mld. Może to i prawda, problemem jest jednak fakt, że dziś nie ma odpowiedzi na pytanie skąd wziąć pieniądze na budowę metra w Krakowie, niezależnie od tego, czy ma ono kosztować miliard, 15, czy 500 miliardów. Ten problem wydaje się więc kluczowy. Nawiasem mówiąc, żadna z podanych wyżej liczb może nie być prawdziwa, bo ostatnia jest co prawda zawyżona, ale dwie wcześniejsze chyba wręcz przeciwnie.
Argumentów, że metro w Krakowie będzie kosztować 15 mld będzie zresztą coraz mniej, bo czas będzie płynął, a ceny będą rosły. Początek inwestycji zaplanowano na 2030 rok, ale jeśli będzie procedowana w podobny sposób jak inwestycja na to coś co ma jechać w tunelach, a o czym mowa była wyżej, to jest się o co obawiać. To cztery.
W tym kontekście piąta sprawa, pod hasłem: „Po jakiego grzyba nam tyle przystanków?” wydaje się już być marginalna. Przypomnijmy, na 29 km trasy ma być 29 stacji, co oczywiście daje łatwą do wyliczenia średnią tego, co ile kilometrów będzie kolejna z nich. Powiecie Państwo, że dobrze, bo każdy sobie wygodnie wsiądzie i wysiądzie gdzie będzie chciał! A właśnie, że źle, bo po to jest metro, żeby jechało szybko. A czy szybko pojedzie metro, które nie osiągnie żadnej przyzwoitej prędkości, bo co chwilę będzie się zatrzymywało?
Jeszcze raz, wyraźnie: To dobrze, że jest konkretny plan na budowę metra w Krakowie, bo to miasto na nie zasługuje. Powyżej tylko kilka uprzejmych pytań o konkretyzację konkretu. Czas na takie działanie jest idealny, wszak przez najbliższe dwa lata nie będzie żadnych wyborów, można więc gospodarować prawdą w sposób mniej oszczędny.
Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.