Mieć swojego prezydenta Krakowa i razem z innymi koalicjantami większość w Radzie Miasta, odzyskać władzę w Małopolsce (sejmiku województwa) – to cele małopolskiej Platformy Obywatelskiej na najbliższe wybory samorządowe. Jej działacze ruszają w teren, na spotkania z mieszkańcami, zwiększają swoją aktywność, by przedstawić swoje propozycje programowe i wysłuchać zgłaszanych postulatów.
– To nie jest tak, że dopiero teraz zaczynamy naszą aktywność. Prace programowe, w cieniu pandemii, trwały od roku. Teraz wychodzimy z naszymi propozycjami, skończyła się pandemia, zdejmujemy maseczki i rozmawiamy z mieszkańcami – tłumaczy poseł Platformy Obywatelskiej Aleksander Miszalski. To on, obok senatora PO Bogdana Klicha, jest brany pod uwagę jako kandydat Platformy na prezydenta Krakowa. Poseł Miszalski zapewnia, że PO wystawi własnego kandydata na prezydenta bez względu na wszystkie inne okoliczności. Platforma zrobi to nawet wtedy, gdy ponowie wystartuje obecny prezydent Jacek Majchrowski i gdy własnego kandydata przedstawi Polska 2050 Szymona Hołowni.
Platforma nie tylko wystawi własnego człowieka, ale chce wybory na prezydenta Krakowa wygrać. – Stawiamy sobie ambitne cele – przyznaje Aleksander Miszalski. Takim jest też odzyskanie władzy w regionie. PO rządziła w Małopolsce przez kilka kadencji, choć nasze województwa to jeden z mateczników PiS. Dopiero w 2018 roku PiS zdobyło większość w małopolskim sejmiku i ma swojego marszałka. – Skoro wygrywaliśmy wybory do sejmiku razem z innymi koalicjantami, to i tym razem jest to także możliwe – twierdzi poseł Miszalski.
Najłatwiejszy do osiągnięcia cel to zdobycie większości w Radzie Miasta Krakowa. I w tym przypadku nie chodzi o samodzielną większość, ale razem ugrupowaniami opozycyjnymi wobec PiS. Obecnie co jakiś czas prezydencki klub Przyjazny Kraków głosuje razem z PiS, inaczej niż PO. Tak odwołano z funkcji przewodniczącego rady Dominika Jaśkowca i tak zdecydowano o przyznaniu Honorowego Obywatelstwa Miasta Krakowa Wandzie Półtawskiej, przeciwko czemu protestowała PO.
Małopolska PO chce nie tylko skupiać się na sprawach lokalnych, ale przekonywać także wyborców do swoich propozycji o charakterze ogólnopolskim. Chodzi o trzy projekty ustaw, które mają zmniejszyć skutki inflacji, nazwane „Pakietem ratunkowym dla polskich rodzin”. Pierwszy projekt dotyczy pomocy dla kredytobiorców, czyli ustalanie dla nich raty kredytu na poziomie nie wyższym niż w grudniu 2021. Z tego rozwiązania mogliby skorzystać właściciele tylko jednego mieszkania (domu). Druga propozycja to 20 proc. podwyżki dla pracowników sektora publicznego. Wprawdzie na te cel potrzeba 40 mld złotych, ale działacze PO twierdzą, że można to sfinansować ze zwiększonych wpływów do budżetu państwa. Trzeci projekt o to obligacje antydrożyźniane – oprocentowane na poziomie inflacji. Każdy mógłby je wykupić, ale tylko do wartości 50 tys. złotych. W ten sposób mieliby być chronieni drobni ciułacze, a nie bogaci trzymający miliony na kontach.
Jest jednak jeden podstawowy problem z tym projektami. Zgłasza je PO, a w Sejmie większość ma PiS, które każdy projekt opozycji torpeduje. Pakiet ratunkowy należy więc traktować bardziej jako pokazanie, czego PiS nie robi, by minimalizować skutki inflacji. Albo już jako propozycje na program wyborczy.
(GEG)