Kiedy w naszym redakcyjnym kalendarzu pojawiło się zaproszenie na konferencję prasową i medialną próbę musicalu „RENT” w Teatrze VARIETE, nie trzeba było długo nas namawiać. Pakujemy aparat, notatnik i solidną dawkę ciekawości, bo jak tu nie chcieć podejrzeć od kuchni przygotowań do tak legendarnego spektaklu?
Dotarliśmy na miejsce chwilę przed czasem, a teatr już tętnił życiem. Ekipa techniczna krzątała się na scenie, aktorzy przygotowywali się do próby, a dziennikarze nerwowo szukali idealnego kąta do zdjęć. W powietrzu unosiła się mieszanka dźwięków strojących się instrumentów i cichego nucenia – ewidentnie ktoś w obsadzie ćwiczył „Seasons of Love”.
Pierwsze wrażenie? VARIETE naprawdę wie, jak robić wrażenie jeszcze zanim kurtyna pójdzie w górę. Z jednej strony kameralna, swobodna atmosfera, z drugiej – czuć było, że jesteśmy na progu czegoś wielkiego.
Konferencja prasowa zaczęła się punktualnie. Na scenie pojawiła się cała ekipa odpowiedzialna za spektakl: reżyser Jakub Wocial, choreograf Santiago Bello, dyrektor muzyczny Marta Zalewska, a także kilkoro członków obsady.
Jakub Wocial opowiadał o wyzwaniach związanych z adaptacją „RENT”. „To musical z ogromnym bagażem emocjonalnym i historią. Nie da się tego zrobić na pół gwizdka. Albo idziesz na całość, albo widownia to poczuje” – mówił, a my, szczerze mówiąc, mieliśmy ciarki.
Marta Zalewska z kolei zdradziła, że stworzenie muzycznej aranżacji, która będzie jednocześnie wierna oryginałowi i świeża, było jak chodzenie po linie. „Ale mamy świetnych muzyków i zespół, więc wiem, że damy radę” – dodała z uśmiechem.
Najwięcej emocji wzbudziły jednak anegdoty z prób. Jeden z aktorów opowiadał, jak podczas jednej z pierwszych scen musieli improwizować, bo niespodziewanie wysiadło światło. Efekt? Podobno wyszło tak dobrze, że rozważają, czy nie zostawić tego w spektaklu!
Po konferencji zaproszono nas na fragment medialnej próby. I to właśnie ten moment sprawił, że przestaliśmy być dziennikarzami, a zaczęliśmy być widzami z szeroko otwartymi oczami i opadniętymi szczękami.
Zaprezentowano nam dwie sceny: pierwszą, pełną dynamiki i energii, oraz drugą, która kompletnie złamała nam serca. Obsada? Petarda. Muzyka? Wciąga od pierwszych sekund. Scenografia? Minimalistyczna, ale niezwykle sugestywna – z miejsca przenosi w surowy klimat nowojorskiego East Village.
Największe wrażenie zrobiły na nas emocje aktorów. Było czuć, że każdy z nich naprawdę żyje swoją postacią, a to nie jest takie oczywiste, zwłaszcza podczas prób.
Jeśli te krótkie fragmenty były tylko przedsmakiem, to już teraz możemy powiedzieć: „RENT” w VARIETE to wydarzenie, które rozgrzeje serca nawet największych sceptyków musicali. Premiera odbędzie się 7 grudnia, więc radzimy spieszyć się z biletami – coś nam mówi, że rozejdą się jak ciepłe bułeczki.
A my? Wracamy z aparatami pełnymi zdjęć, notatnikami zapisanymi po brzegi i przekonaniem, że Kraków ma przed sobą musical, o którym długo będzie się mówić. Do zobaczenia na widowni