W ubiegłym tygodniu minęło cztery miesiące od zmiany władz w Krakowie. Pod Wawelem jednak zawsze czas płynie nieco wolniej. Można nawet odnieść wrażenie, że prezydencka kadencja Jacka Majchrowskiego wciąż trwa.
Jacek Majchrowski należał do nielicznych prezydentów dużych polskich miast, którzy swój urząd sprawowali odkąd obywatele mogą sami ich wybierać, tj. od 2002 r. Owe 22 lata rządów to ewenement w historii Krakowa, który odcisnął swoje piętno w wielu sferach, także w administracji, z którą Profesor pracował.
Jednak w listopadzie ubiegłego roku Jacek Majchrowski obwieścił koniec swojej przygody u steru Stołecznego Królewskiego Miasta, a już niespełna pół roku później nowym prezydentem został reprezentujący Koalicję Obywatelską Aleksander Miszalski.
Miszalski szedł do wyborów z postulatami m.in. lepszego skomunikowania miasta, w tym budowy metra, paktu dla przestrzeni z tworzeniem większej ilości terenów zielonych, czy budowy nowych przedszkoli i żłobków. Godne to i sprawiedliwe, a przede wszystkim słuszne postulaty, które kandydat stawiał z sugestią, że problemy te nie są rozwiązywane przez ówczesne władze Krakowa, czyli ekipę prezydenta Majchrowskiego.
Im bliżej było do wyborów, tym moc przekazu o błędach i zaniechaniach dotychczasowych władz miasta słabła i ostatecznie Jacek Majchrowski wezwał krakowian, by nie popierali w drugiej turze kontrkandydata Miszalskiego, Łukasza Gibały. Przekaz był jasny, nawet dla tych, którzy są kiepscy w rachunkach.
Na ile poparcie to pomogło Aleksandrowi Miszalskiemu możemy tylko zgadywać. Jest jednak faktem, że 7 maja rozpoczęła się jego kadencja prezydencka, a postulaty wyborcze ze sfery planów powinny zacząć przechodzić w sferę działania. Plany te były w ogromnej mierze długofalowe, dlatego oczekiwanie ostatecznych efektów po czterech miesiącach można by uznać albo za akt złej woli, albo niezrozumienia specyfiki działań samorządu.
W realizacji planów każdemu samorządowcowi pomagają na co dzień urzędnicy. W samym krakowskim magistracie to ok. 3 tysięcy etatów. Do tego dochodzą rozliczne jednostki miejskie, jak szkoły, przedszkola, szpitale, podmioty zajmujące się usługami komunalnymi itd.
W ciągu 22 lat rządów w Krakowie o personalnej obsadzie wszystkich tych jednostek decydował Jacek Majchrowski. Dziś jest to w kompetencji Aleksandra Miszalskiego, któremu praca ekipy Majchrowskiego najwyraźniej się spodobała, bowiem większość dyrektorów wydziałów Urzędu Miasta Krakowa ciągle sprawuje swoje urzędy, podobnie jest z pełnomocnikami i doradcami prezydenta.
Z punktu widzenia mieszkańca miasta, to czy zmieni się dyrektor jakiejś jednostki ma marginalne znaczenie. Zresztą długoletnie doświadczenie jest pewnym atutem poprzedniej ekipy. Mieszkańcy będą raczej rozliczać Aleksandra Miszalskiego z jego obietnic wyborczych, np. budowy w Krakowie metra, którego to zadania najwyraźniej zamierza się podjąć wespół z urzędnikami w ślad za prezydentem Majchrowskim twierdzącymi do niedawna, że metro nie jest Krakowowi specjalnie potrzebne. Widocznie więc zmienili zdanie.
W całej tej historii uwagę zwraca jednak inna kwestia. Aleksander Miszalski wywodzi się z Platformy Obywatelskiej, a więc formacji, która za swoich pierwszych rządów miała kilka tysięcy członków w samym tylko województwie małopolskim. Tymczasem w krakowskim magistracie i w dużych jednostkach miejskich na kierowniczych stanowiskach nie pojawił się żaden z nich.
Nie licząc oczywiście Bogusława Kośmidera, który od wczoraj jest prezesem Krakowskiego Holdingu Komunalnego. Wcześniej natomiast m.in. dzięki głosom klubu radnych Jacka Majchrowskiego „Przyjazny Kraków” był przez dwie kadencje przewodniczącym Rady Miasta, a następnie, z woli tego samego prezydenta, przez 5 lat jego zastępcą. Oceńcie więc Państwo sami, czy poza swymi niewątpliwymi kompetencjami nowy prezes Kośmider zawdzięcza więcej swojej formacji politycznej, czy poprzedniemu pracodawcy.
Ciekawie wygląda również dobór zastępców prezydenta. Poza Łukaszem Sękiem z PO ma ich prezydent Miszalski albo z zaciągu bezpartyjnych ekspertów (Stanisław Mazur), albo z grona doświadczonych samorządowców trzymających się z dala od partyjnych legitymacji (Stanisław Kracik), albo w ogóle z innej partii i innego miasta (Maria Klaman, Lewica, Sopot). Czy więc domniemywać, że w krakowskiej Platformie Obywatelskiej ławka fachowców jest krótsza niż wielu myślało, czy też prezydent Miszalski czeka na dobry moment, by przeorganizować magistrat.
Z punktu widzenia mieszkańców to też w zasadzie wszystko jedno, ale z punktu widzenia prezydenta trochę mniej. Wszak w końcu ktoś będzie musiał sfinansować i zrobić jego kampanię w 2029 r. No ale w polityce wszyscy działają przede wszystkim dla idei. Prawda?
Dr Jakub Olech, Katedra Polityk Regulacyjnych UEK [politolog ,krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu]