W poniedziałkowy przed budynkiem krakowskiej kurii na ulicy Franciszkańskiej rozegrały się dramatyczne sceny. Około godziny 4:20, tuż pod słynnym „oknem papieskim”, mężczyzna oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Był w płomieniach, kiedy na miejsce przybyły służby ratunkowe. Choć strażacy szybko ugasili ogień i mężczyznę przewieziono do szpitala, jego rozległe obrażenia okazały się śmiertelne. Zmarł dzień później, nie doczekawszy się słów wsparcia ani gestu z krakowskiej kurii, przed którą dokonał tego desperackiego aktu.
Wydarzenie to, choć wyjątkowo tragiczne, zostało przyjęte przez kurię – miejsce symboliczne dla krakowskiego Kościoła – z zaskakującą obojętnością. Archidiecezja nie wydała żadnego oświadczenia, nie pojawiły się słowa współczucia ani refleksji. W chwili, gdy wierni i mieszkańcy Krakowa zastanawiali się, dlaczego doszło do tak dramatycznego kroku i co mogło pchnąć tego człowieka ku samozniszczeniu, krakowski Kościół pozostał w milczeniu.
Co znamienne, tego samego dnia metropolita krakowski, arcybiskup Marek Jędraszewski, wygłosił kazanie na Wawelu. Był to podniosły i patriotyczny apel do wiernych, pełen odniesień do historii i wartości narodowych. Arcybiskup mówił o wolności, która – jak podkreślał – wymaga ciągłego wysiłku i nieustannej gotowości do poświęceń. „Wolność trzeba na nowo zdobywać. Ciągle na nowo,” mówił arcybiskup, przywołując przykłady bohaterów narodowych, świętych i postaci historycznych, które oddały życie za Polskę. W kazaniu przewijały się nazwiska bł. kard. Stefana Wyszyńskiego, św. Jana Pawła II, a także żołnierzy i patriotów walczących za ojczyznę przez wieki.
W tej wzniosłej atmosferze arcybiskup wyrażał potrzebę oddania wszystkiego dla Polski i wolności. Nawiązywał do polskich bohaterów, przywoływał wielkich świętych i mówił o ofiarach, które przez pokolenia składano dla dobra narodu. Wskazywał na wartości: „Bóg, Honor, Ojczyzna” i krytykował współczesne społeczeństwo, które – według niego – odchodzi od tych ideałów. Całe kazanie tchnęło potrzebą męstwa, odwagi i gotowości do poświęceń.
Jednak, w tym samym czasie, gdy arcybiskup wznosił pochwały dla wielkich bohaterów przeszłości, za murami katedry pozostawała bez odpowiedzi tragedia samotnego człowieka, który spłonął w cieniu „okna papieskiego”. Dla tego człowieka zabrakło słów, zabrakło odwagi na wydanie choćby oświadczenia, które mogłoby stanowić gest duchowego wsparcia dla zrozpaczonych wiernych, widzących, jak ludzkie cierpienie zderza się z obojętnością instytucji Kościoła.
Kim był ten człowiek? Według doniesień, to 47-letni mieszkaniec jednej z podkrakowskich miejscowości, znany policji, który od dawna zmagał się z problemami osobistymi, zdrowotnymi i prawdopodobnie bytowymi. Jak się okazało, przyjechał pod kurię samochodem, który służył mu także za miejsce do życia – miał tam odzież, resztki jedzenia i rzeczy osobiste. Zmagający się z samotnością i desperacją, wybrał miejsce, które w symbolice chrześcijańskiej mogłoby być ostatnim schronieniem, miejscem nadziei i wsparcia. I tam, na progu instytucji, która deklaruje pomoc i solidarność z cierpiącymi, podpalił się, pozostawiając po sobie ból i milczenie.
W tych okolicznościach, cisza kurii jest wręcz symboliczna. Nie pojawiło się żadne oświadczenie, które mogłoby być odpowiedzią na pytania nurtujące mieszkańców Krakowa. Nie usłyszeliśmy słów refleksji nad tym dramatycznym wydarzeniem, nie padło żadne zdanie, które mogłoby być wyrazem wsparcia dla wiernych poruszonych tą tragedią. Kościół – jako instytucja – pozostał zamknięty, nie chcąc lub nie umiejąc odpowiedzieć na proste, ludzkie pytania o cierpienie, samotność i rozpacz.
W dniu, gdy arcybiskup mówił o patriotycznych poświęceniach i wielkich ofiarach dla ojczyzny, samotny, potrzebujący człowiek umierał w cieniu jego katedry, pozbawiony słów wsparcia. Pojawia się więc pytanie, czym jest wolność, o której mówił arcybiskup? Czy to tylko idea, oderwana od współczesnych problemów i dramatów? A może wolność to również odpowiedzialność za drugiego człowieka – nawet tego, który zagubiony i zraniony nie wygląda na bohatera, ale na kogoś, kto po prostu potrzebuje pomocy?
Milczenie w obliczu takiej tragedii to niestety również wybór. I to wybór, który wiele mówi o kondycji instytucji, która przez wieki nauczała o potrzebie wrażliwości, miłości bliźniego i gotowości do pomocy każdemu, kto jej potrzebuje. Umierał samotny, nieszczęśliwy człowiek – pod samym progiem krakowskiej kurii. A kuria milczy.
Redakcja KRKnews zwróciła się do krakowskiej kurii z prośbą o komentarz do tych tragicznych wydarzeń – odpowiedzi jednak nie otrzymano.
Jarek Strzeboński