Znowu robimy Igrzyska. To znaczy nie teraz, a za 16 lub 20 lat i tym razem letnie i olimpijskie, a któż ma w podobnych staraniach większe doświadczenie niż Kraków i Małopolska?
W drugiej połowie sierpnia premier Donald Tusk i minister sportu Sławomir Nitras ogłosili początek starań Polski o organizację letnich igrzysk olimpijskich w 2040 lub 2044 r. Na miasto organizatora typowana jest Warszawa, jednak najwięcej prób organizacji dużej imprezy sportowej mają za sobą małopolskie miasta.
Szlaki przetarło Zakopane, które bezskutecznie aplikowało o status gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich w 2006 r. W 2013 r. powstała natomiast inicjatywa organizacji igrzysk zimowych w Krakowie w 2022 r, która spotkała się z dużym oporem wielu środowisk i była nawet przedmiotem wiążącego lokalnego referendum. Większość głosujących opowiedziało się w nim przeciw organizacji wydarzenia, więc Kraków wycofał swoją aplikację i igrzysk nad Wisłą znów nie było.
Z kolei w 2019 r. ówcześni włodarze regionu zgłosili aplikację Krakowa i Małopolski do organizacji mało popularnych Igrzysk Europejskich. Mogliśmy zorganizować imprezę, której co prawda nikt inny nie chciał, ale wiązała się z nimi szansa inwestycji i pewnej promocji regionu.
Podsumowując, byliśmy gospodarzami jednej mało prestiżowej imprezy, a dwa razy impreza ważniejsza, czyli ZIO, ominęła nas szerokim łukiem. Zdaniem rządzących w Polsce, właśnie nadeszła pora, by odgrzebać z popiołów polskie ambicje.
Ich koszt może być bardzo duży. Szacuje się, że będzie to ok. 70 mld zł. Trzeba jednak pamiętać, że infrastruktura, która zostaje po takiej imprezie nie znika wraz z ostatnim błyskiem znicza olimpijskiego. To obiekty sportowe, które mogą być arenami innych dochodowych wydarzeń oraz drogi, tory i lotniska, zostające z nami na lata. Euro 2012 dało nam przyśpieszenie budowy autostrad, a Igrzyska Europejskie pozwoliły np. na dużą rozbudowę infrastruktury krakowskiej AWF.
W tym miejscu pojawia się jednak zasadnicze pytanie, czy nasi politycy patrzą na to właśnie z perspektywy konkretu innego niż skok poparcia w sondażach? Wątpliwości w tej sprawie są nawet w łonie rządu. Zgłosił je publicznie wiceminister sportu Ireneusz Raś. Minister zwrócił uwagę, że oprócz deklaracji potrzebne są konkretne plany i gwarancje finansowe, czym niejako poddał w wątpliwość słowa swojego szefa-premiera.
Polskie doświadczenia w aplikowaniu o duże imprezy sportowe nie są skromne, w przeciwieństwie do efektów tych działań. Żeby sprawdzić się w organizacji dużego wydarzenia, dobrze najpierw sprawdzić się w mniejszych. Igrzyska Europejskie już za nami, a do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich pozostała w Polsce chyba pewna awersja.
Tymczasem chętnych do ich organizacji jest znacznie mniej niż w przypadku igrzysk letnich. Trzeba przypomnieć, że od dawna są wybrani gospodarze letnich igrzysk w 2028 r. i w 2032 r., a do organizacji igrzysk w 2036 r. ustawiła się już pokaźna kolejka. Natomiast w przypadku igrzysk zimowych, do zeszłego miesiąca nie był znany gospodarz igrzysk w 2030 i 2034 r. Chętnych nie było zbyt wielu, więc MKOl wybrał tych nielicznych, którzy aplikowali.
Idąc za słowami Wieszcza, możemy sięgać, gdzie wzrok nie sięga, ale jeśli chcemy realnie zorganizować dużą imprezę sportową, to zimowe igrzyska olimpijskie są zwyczajnie bardziej w naszym zasięgu niż igrzyska letnie. W tym kontekście kandydatura Małopolski wydaje się dość naturalna.
Od starożytności wiadomo, że ludziom potrzeba i chleba i igrzysk. Rząd chce więc dać nam igrzyska starań o igrzyska, ale gdyby chciał również dać trochę chleba w postaci inwestycji i miejsc pracy istotnie powinien przygotować realny plan działań dotyczących tego jak to wydarzenie urządzić. W przeciwnym wypadku po ostatecznej decyzji MKOl zostanie nam tylko dobrze znane rodzimemu sportowi „Polacy nic się nie stało…”.
Dr Jakub Olech, Katedra Polityk Regulacyjnych UEK [politolog ,krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu]