W Lesie Wolskim, tuż obok krakowskiego ZOO, pojawił się nowy smok. I mówiąc wprost – jest po prostu nieudany.
Nikt tego głośno nie powie, ale my to powiemy. Smok przy ZOO jest po prostu… paskudny. Tak, nieudany jak się patrzy! Andrzej Mleczko, którego zwykle kojarzymy z dystansem i humorem, tym razem chyba przegiął. Bo choć wszyscy uwielbiamy krakowskiego Smoka Wawelskiego, to najwyraźniej nie każdy smok wart jest zachwytów. Smoczy Szlak miał być odpowiedzią na wrocławskie krasnale – ale, mówiąc szczerze, odpowiedź jest co najmniej… nieudana.
Weźmy tego dziwoląga przy ZOO. Pojawił się nagle, bez uprzedzenia, bez konsultacji z mieszkańcami, bo przecież po co pytać? Spójrzmy na niego: stoi sobie dumnie, z wyrazem twarzy, który wygląda jak połączenie przerażenia i radości, jakby nie do końca wiedział, co tu robi. Przeskalowany i trochę groteskowy, przypomina bardziej jakąś nieudaną próbę rzeźbiarską niż dostojnego smoka. Ręce wyciągnięte w dziwacznych pozach, jakby właśnie skończył żonglować czymś, co nagle mu uciekło z dłoni. W jednej łapie trzyma jakiegoś nieszczęsnego ptaszka – choć ten wygląda, jakby miał zaraz uciec z wyrazu tej całej sytuacji.
I obok smoka – „małpka” o wyrazie twarzy równie zdezorientowanym, co jej smoczy towarzysz. Ale hej, zaraz, co my tu widzimy? Małpka ma… płetwy? Czy ktoś mógłby wyjaśnić, skąd ten pomysł? Może to eksperymentalna wersja zwierzęcia z przyszłości, która przystosowała się do chodzenia po betonie i nurkowania w Wiśle? Ta małpko-płetwa z jednej strony zdaje się być bardziej ludzka, a z drugiej – wygląda, jakby przyszła z zupełnie innej bajki. Stoi tam, trzymając smoka za rękę, jakby chciała powiedzieć: „Spokojnie, zaraz to się skończy…”
Serio, czy nie można było najpierw pokazać tego mieszkańcom? Wrzucić wizualizację na miejskiego Facebooka, zrobić ankietę, cokolwiek? Możecie być pewni, że mieszkańcy odrzuciliby ten projekt z miejsca. Bo choć Smoczy Szlak ma swoje perełki – są smoki, które rzeczywiście wkomponowały się w miasto, spotkały się z pozytywnym odbiorem i potrafią wywołać uśmiech – to ten przy ZOO kompletnie nie gra.
I teraz mamy smoka, który zamiast przyciągać, odstrasza. Miejskie profile na Facebooku pewnie łamią sobie głowę, jak sprzedać tę „perełkę”. W końcu, jak napisać, że coś jest ładne, kiedy wszyscy widzą, że nie jest? „Wyjątkowy element krajobrazu”? „Wzbudza emocje”? Pewnie tak, ale czy to na pewno emocje, na których nam zależy?
Smoczy Szlak kosztował niemało – pierwsze siedem smoków to 230 tysięcy złotych, a na kolejne dziesięć miasto przeznaczyło aż 375 tysięcy. Nie żałujmy na sztukę, jasne, ale sztuka powinna przynajmniej cieszyć oko, a nie budzić skojarzenia z nieudanym dowcipem. Dlaczego Kraków, który ma tyle pięknych miejsc, decyduje się na inwestycję w coś, co wzbudza więcej kontrowersji niż entuzjazmu?
Na przyszłość, drodzy decydenci – może warto czasem posłuchać mieszkańców, zanim postawicie coś, co ma nas wszystkich „reprezentować”? W końcu, kto inny jak nie my, krakowianie, wiemy, co najlepiej pasuje do naszego miasta. Smoczy Szlak miał być przygodą pełną uśmiechu, a staje się przykładem na to, że nie każdy eksperyment artystyczny musi być dobrym pomysłem.
Jarek Strzeboński