Cracovia zaczęła bardzo dobrze, Wisła zdecydowanie poniżej oczekiwań – takie przekonanie panuje wśród krakowskich kibiców. Jednak już poprzedni sezon pokazał, że wysuwanie wniosków na tym etapie może zakończyć się dużym rozczarowaniem – pisze dla KRKNews Jan Krol. Tym felietonem rozpoczynamy coponiedziałkowy cykl artykułów, w którym będziemy podsumowywali wydarzenia w krakowskim sporcie.
Po lipcowych i sierpniowych meczach fani obu krakowskich zespołów znajdują się na innych planetach. Ta zajmowana przez kibiców Cracovii nazywa się „Optymizm”, bo piłkarze z ul. Kałuży zaczęli sezon bardzo obiecująco i przez chwilę byli nawet liderami Ekstraklasy. Co prawda w ostatniej kolejce Cracovia przegrała w Radomiu 1:2 i spadła na piątą pozycję, ale kibice „Pasów” cały czas mają prawo z nadzieją patrzeć na górę tabeli, a nie przejmować się tym, co dzieje się w dolnych jej rejonach.
Na planecie „Pesymizm” rozsiedli się za to sympatycy Wisły Kraków. Przy Reymonta mogą pocieszać się, że to kwestia trzech zaległych spotkań, ale nie zmienia to faktu, że dorobek „Białej Gwiazdy” jest mizerny (sześć punktów w pięciu meczach) i na ten moment daje jej dopiero 14. miejsce. Jeśli jednak krakowianie w zaległych spotkaniach zdobyliby nawet komplet punktów, to wskoczyliby na piąte miejsce, czyli dalej zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Przy Kałuży mieli zatem prawo może nie mrozić, ale już rozglądać się za szampanami, za to przy Reymonta rekordowo szybko zaczęto bić na alarm. Historia pokazuje jednak, że w obu przypadkach sytuacja może się diametralnie zmienić.
„Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy”
Przeanalizowaliśmy dwa poprzednie sezony (to właśnie wtedy Wisła spadła z Ekstraklasy) i okazuje się, że start rozgrywek często zdecydowanie rozmijał się z ich zakończeniem. Np. w poprzednim sezonie „Pasy” równie dobrze wystartowały (trzynaście punktów w siedmiu meczach), ale w trakcie rozgrywek wiele się zmieniło. Krakowianie zaczęli seryjnie tracić punkty, notowali wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań, a to wszystko głową przypłacił trener Jacek Zieliński. W pewnym momencie Cracovii w oczy zaczęło zaglądać widmo spadku, choć po starcie sezonu znajdowała się w górnych rejonach tabeli.
Podobnie było z Wisłą dwa sezony temu. Po pięciu kolejkach 13-krotni mistrzowie Polski mieli świetny dorobek – trzynaście punktów w pięciu spotkaniach i wydawało się, że ich zesłanie na zaplecze Ekstraklasy potrwa krótko. Tyle, że później wiślacy zrobili to samo, co piłkarze Cracovii rok później i skończyło się przegranymi barażami oaz kolejnym rokiem w I lidze, z której nie mogą się wygrzebać do dziś.
„Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy” – mawiał Leszek Miller i to zdanie jak ulał pasuje do piłkarzy z Krakowa. Od lat nie zmieniło się tylko jedno – oba zespoły spisują się poniżej oczekiwań. Cracovia rozczarowuje, Wisła zawodzi na całej linii.
Jan Krol
Klaudia Zwolińska bezkonkurencyjna w Krakowie na torze Kolna (ZDJĘCIA)