Przyglądając się przez kilka godzin ostatnim obradom Rady Miasta Krakowa, zastanawiałem się, na ile przypominają to co dzieje się w Sejmie. Znalazłem wiele podobieństw, ale też zasadnicze różnice.
Nikt nie powinien mieć złudzeń – polityka wkracza w każdy zakątek. Kraków jest na tyle dużym miastem, że politycy nie mogą sobie odpuścić. I stąd sesje rady nigdy już nie będą wolne od polityki. I choć ta krakowska scena polityczna prawie przypomina tą ogólnopolska, to słowo „prawie” robi jednak różnicę.
Przyganiał kocioł garnkowi
Zacznijmy jednak od podobieństw.
Rolą opozycji jest dowalanie rządzącym. I pod tym względem niczym Rada Miasta Krakowa nie różni się od Sejmu. Oczywiście rolę się odwracają. W parlamencie atakowane jest PiS, w krakowskiej radzie to PiS atakuje.
Przykład? W ostatnią środę wiele razy z ust radnych PiS padały zarzuty pod adresem władz Krakowa, że budżet miasta nie był przygotowany na nadzwyczajne zdarzenie, jakim okazała się epidemia koronawirusa. I że radni PiS już dawno apelowali, by w czasie dobrej koniunktury przebudować budżet miasta, by był bezpieczny. Takie same zarzuty, tyle że strony posłów PO (nie tylko), padały w Sejmie pod adresem rządu i budżetu państwa. O tym, że już wcześniej ostrzegano, by nie rozdawać pieniędzy na prawo i lewo – też.
Mamy więc klasyczny przykład tego, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Z tej zamiany ról wynikają kolejne podobieństwa. W Sejmie opozycja zarzuca PiS, że jej projekty trafiają do zamrażarki, a partia rządząca forsuje tylko swoje inicjatywy. To samo PiS zarzucało na ostatniej sesji koalicji rządzącej w mieście. W Krakowie to z ust przedstawiciela koalicji popierającej prezydenta miasta padały apele o porozumienie i jedność na trudne czasy. W Warszawie takie same apele kieruje PiS do KO.
To się nie mieści w głowie (posła)
Ale różnic jest sporo. I to dość zasadniczych.
Jeśli opozycyjne w Krakowie PiS mówi o zaskakiwaniu ich projektami, to nie da się pominąć faktu, że treść uchwał zna tydzień przed sesją. W Sejmie opozycja takiego komfortu nie ma.
Przysłuchując się obradom Rady Miasta nie zauważyłem, by prowadzący obrady odebrał głos komuś z opozycji. W Sejmie zdarzyło się to nie raz (łagodnie traktując statystyki).
Wreszcie kiedy pojawia się projekt uchwały, który nie podoba się radnym popierającym prezydenta, to nie boją się tego mówić. Ba! Głosować przeciw niemu! O zgrozo! I są w stanie wymusić, by prezydent wycofał się z jakiegoś pomysłu. Przecież gdyby koalicja rządząca w Krakowie była tak karna jak posłowie PiS w Sejmie, do kosza nie trafiłyby projekty w sprawie likwidacji młodzieżowych domów kultury i przekształcenia ich w filie innych miejskich ośrodków kultury. W Sejmie taka sytuacja jest mało prawdopodobna (łagodnie traktując rachunek prawdopodobieństwa). Ostatni przypadek Jarosława Gowina to tylko wyjątek od tej reguły. Do tego jego sprzeciw na razie jest nieskuteczny.
I na koniec coś, co nie uwidoczniło się na ostatniej sesji, ale widać w Krakowie od dawna. Prezydent miasta potrafi ze swoim radnymi i radnymi PiS (czyli z opozycją) przeforsować jakieś rozwiązanie wbrew radnym z Koalicji Obywatelskiej (a więc z jego zaplecza). Taka sytuacja na linii Sejm – rząd (albo jak kto woli prezydent RP) jest niewyobrażalna (nawet przy dużej wyobraźni).
Grzegorz Skowron
Wybory prezydenckie 2020. Wszystkie terminy są jeszcze możliwe