Kopalnia ewenementu. (Nie) Polityczny Kraków

Czytelnikom już na wstępie należą się wielkie przeprosiny, no bo ileż można pisać o wyborach uzupełniających do Senatu w Krakowie? Ale trzeba, ponieważ kiedyś będzie o nich w podręcznikach, bo ewenement goni tam ewenement.

Jak powszechnie wiadomo, ciężkie boje o ustalenie kandydata ma za sobą i Prawo i Sprawiedliwość i koalicja na potrzeby tego cyklu zwana Koalicją 10 listopada (co się tłumaczy entuzjastom obecnej władzy jako Koalicja 15 października, a entuzjastom obecnej opozycji jako Koalicja 13 grudnia). Już sam fakt, że dwie główne partie polityczne w kraju nie mogą w swoim łonie dojść do ładu z tym kogo wystawić jest pewnym ewenementem, choć większym w przypadku Koalicji Obywatelskiej, tam bowiem jakieś zręby wewnętrznej demokracji zawsze funkcjonowały.

Tymczasem, było trochę tak jak przy obsadzaniu urzędów biskupich, gdzie z kościoła lokalnego trafia do Watykanu terno, czyli lista trzech kandydatów, a papież i tak robi co chce. Kościół lokalny (w tej roli regionalne struktury PO) przedstawił swoje kandydatury-i to aż sześć, co jest pewnym sygnałem braku spoistości tej grupy, a więc ewenementem, a papież (słusznie Państwo mniemacie, w tej roli Donald Tusk) wskazał na kandydatkę spoza listy – Monikę Piątkowską.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej kandydatka z rozbrajającą szczerością stwierdziła, że z propozycją startu w wyborach do niej zadzwoniono. To następny ewenement, bo skoro dzwoniono, to znaczy, że szukano, a skoro szukano, to po co było te sześć wcześniejszych kandydatur na kandydata? Chyba więc krakowscy działacze Platformy mają pecha, bo widocznie w warszawskiej siedzibie partii nie znają ich numerów.

Tak oto kandydatka związana kiedyś z obozem prezydenta Jacka Majchrowskiego, a potem z Polską 2050, i to nie w Krakowie, a na Mazowszu, została pretendentką do miejsca w Senacie, które od lat sprawują politycy PO, ale teraz może przestać tak być i to też jest rodzaj ewenementu. Przede wszystkim dlatego, że krakowskie struktury Platformy uznały takie działania centrali za afront. Mówiła o tym głośno pewna grupa polityków partii na czele z Grzegorzem Stawowym. I chociaż polityka w głównej mierze składa się mówienia, to okazało się, że za mówieniem szły też gesty, a raczej ich brak, bo były w naszym pięknym mieście miejsca, gdzie aktywiści PO podsuwali przechodniom do podpisu listy poparcia pod kandydaturą Rafała Trzaskowskiego na prezydenta, ale tej do Senatu już nie.

Efekt był taki, że kandydatka zmobilizowała się sama i własnym sumptem zebrała więcej podpisów niż struktura partii wielkomiejskiego elektoratu w drugim co do wielkości mieście Polski – znów mamy ewenement. Dodatkowo, choć Polskie Stronnictwo Ludowe i Nowa Lewica zadeklarowały poparcie dla kandydatki, to Polska 2050 nie była już tak entuzjastyczna i podczas czwartkowego startu kampanii jej delegacja nie stanęła ramię w ramię z koalicjantami, pokazując całej misternej, przedwyborczej strukturze jeden z palców ręki, ale inny niż kciuk – ot taki ewenement.

Powyższe zdarzenia są drobnymi, ale dość dobitnymi przykładami atmosfery, jaka panuje w obozie rządzącym na cztery tygodnie przed uzupełniającymi wyborami do Senatu, ale jest też pewnym prognostykiem przed wyborami prezydenckimi, które już za trzy miesiące. Brak mobilizacji w oczywisty sposób może pogrzebać kandydaturę Rafała Trzaskowskiego, tak jak kiedyś pogrzebał kandydaturę Bronisława Komorowskiego. Natomiast wybory do Senatu będą dla tej kluczowej wiosennej elekcji pewnego rodzaju poligonem doświadczalnym, który oczywiście nie przesądzi o jej wynikach, ale da pewne wskazania.

Powodów, dla których między marcowymi wyborami w Krakowie i majowymi wyborami ogólnopolskimi nie można stawiać znaku równości jest wiele. Jednym z nich jest kwestia frekwencji, która w przypadku wyborów uzupełaniających do Senatu będzie zapewne jak zwykle mała, a to ważne. Przy frekwencji na poziomie 12-15% (niestety takie bywają w wyborach uzupełniających), lub nieco wyższym w okręgu, jakim jest Kraków, Monika Piątkowska ma wszelkie szanse na zwycięstwo, ale jeśli będzie ona mniejsza, bo będzie za zimno, za ciepło, za wietrznie lub zbyt bezwietrznie, wtedy niesnaski w partii rządzącej i wśród koalicjantów mogą okazać się decydujące, a wybory przegrane.

Przed rządzącymi i wyborcami w Krakowie nadchodzi więc czas rozmaitych dylematów, które szef małopolskich struktur Polski 2050 Rafał Komarewicz zamknął w sformułowaniu: „Nie mamy osoby, której moglibyśmy udzielić poparcia”. Chyba większość mieszkańców południowej części Krakowa może się pod nim podpisać, a swój podpis wystawi 16 marca frekwencją przy urnach – to dopiero ewenement.

Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.

Najnowsze

Co w Krakowie