To przekleństwo dotarło także do Krakowa. Epidemia już blisko!

Wchodźcie sobie pod tramwaje, pakujcie się pod koła samochodów, wpadajcie na torowiska. Wasza sprawa. Ale na litość – niech Wasza miłość do stukania w telefon nie będzie silniejsza od miłości do dziecka – pisze Marta, która wyjechała z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews.pl porównuje życie w obu miejscach.

– Chcę odpocząć ze dwa tygodnie, niech Czytelnicy też odpoczną ode mnie – zagadnęłam naczelnego.

– Po pierwsze – ludzie Cię kochają. Po drugie – nigdzie nie odpoczniesz tak, jak w rodzinnej atmosferze panującej w KRKnews.

Mimo to uparłam się na urlop i dziś już wiem, czemu to on jest naczelnym, a ja tylko raz na czas coś mogę naskrobać.

Urlop spędziłam bowiem na nicnierobieniu i to w Polsce. Nicnierobieniu, które mnie przeraziło. Patrzyłam na Polaków, porównywałam ich do Hiszpanów i zastanawiałam się, co nas dzieli, a co łączy. Dzieli wiele, ale łączy jedna choroba, który niedługo zacznie zbierać żniwa jak tyfus czy dżuma. Ta choroba nazywa się Smartfon Zombie.

Tępota z telefonu

Nie robię z siebie świętoszki. W wolnej chwili sama smyram po szkle, czasem nawet siedząc w pracy czy ze znajomymi. Moi przyjaciele z Hiszpanii robią to samo. Z nudy, potrzeby, przyzwyczajenia? Nie wiem, ale na pewno robią to nałogowo.

W Polsce jest to samo. Idzie chłopak chodnikiem, na uszach słuchawki, wzrok wbity w telefon. Pakuje się na przejście dla pieszych jak król ulicy i pewnie nawet nie słyszy dzwonienia tramwaju, którego hamulce właśnie rozgrzały się do czerwoności.

Pan w poczekalni u lekarza słuchawek nawet nie zabrał, tylko oglądał sobie filmiki racząc wszystkich tępymi dźwiękami wydobywającymi się z telefonu. Gdyby oderwał wzrok od ekranu, pewnie zauważyłby tych kilkanaście złowrogo wbitych w niego par oczu.

Wąska droga pod Krakowem. Naprzeciw jadą dwa auta, a niemal środkiem idzie człowiek opętany Smartfon Zombie. Pojazdy zauważa dopiero, gdy te zwolniły do jakiś 20 km/h i znajduje się ok. 30 metrów przed nim. Powoli, niespiesznie schodzi na bok.

Hodowanie na własnej piersi

I najgorszy typ zombiaków – „Family Zombie”, czyli ojciec/matka/dziadek/babcia (tak, Smartfone Zombie zaatakował także seniorów!), który niby wychodzi z dzieckiem na plac zabaw, a tak naprawdę to wychodzi przewietrzyć swój telefon. Z ręką na sercu – widziałam co najmniej kilka upadków dzieci, których mogłoby nie być, gdy opiekun nie miał ślepi wbitych w wyświetlacz. Czasem wystarczyło przestrzec, czasem podać rękę, ale nie da się tego zrobić, gdy gapi się w telefon.

Tragedia podwójnego kalibru – nie dość, że narażane są dzieci, to jeszcze rodzic jasno im pokazuje, co w tym momencie jest ważniejsze. I w ten sposób choroba się rozprzestrzenia i hoduje kolejnych Samrtfone Zombie. Epidemia już blisko…

Marta

zdjęcie tytułowe / fot. Pixabay

“A gdyby tak…”  to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).

Robią lody za każdym winklem. Wysyp rozpusty w Krakowie!

Najnowsze

Co w Krakowie