Czasem nie mogę się nadziwić, jak Polacy bez skrępowania potrafią robić w swoje gniazdo – pisze Marta, która wyjechała z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews.pl porównuje życie w obu miejscach.
Zbulwersowała mnie dyskusja pod pewnym zdjęciem, które kilka dni temu obiegło krakowskie fora i facebookowe profile. Na nim jeden człowiek coś grzebał przy remoncie ulicy, a reszta patrzyła. No i się zaczęło.
Bez suchej nitki
„Nieroby, opieprzają się za nasze”, „Jeden pracujący, kilka pensji”, „Nie dziwne, że cały Kraków stoi, jak reszta tak się przepracowuje”. I atakują, i plują jadem, i nie zostawiają suchej nitki. Byle się wyżyć, byle wylać frustrację za remont, który przecież kiedyś musi zostać przeprowadzony.
A teraz zastanówcie się – zdjęcie było jednoznaczne, ale ile takich sytuacji widzicie na co dzień? Przecież remonty są wszędzie i tam też wszyscy siedzą? Albo supermarket – te panie w Biedronce czy Lidlu to w 80 proc. leżą, a pracują tylko te na kasie? Albo korporacje – banda nierobów i kilku pracusiów? Dajcie spokój, przecież Polak to wyjątkowo pracowita bestia. Czasem nawet zbyt pracowita…
Remont robi firma, która ma termin do dotrzymania. Tę firmę rozliczna inwestor (czyli miasto), a miasto wyborcy (i to szczególnie w roku wyborczym). I myślicie, że oni sobie tam tak cały czas siedzą? A może dopuścicie do siebie myśl, że ktoś akurat trafił taki obrazek? Albo może akurat panowie rozmawiali co dalej robić? Albo ktoś specjalnie czatował na takie ujęcie? Proszę Was, nie plujcie na swoich, szczególnie jeśli jesteście członkami narodu tak pracowitego jak Polacy.
Nie plujmy
Uderzyło mnie to w oczy tak mocno, ponieważ długo przyglądałam się pracy Hiszpanów. Oni pracują wolniej, mniej, przeciągają sjesty, chowają się przed słońcem, a część z nich przed robotą w ogóle. Słowem – nie są tytanami pracy, ale wszyscy wokół kwitują tu uśmiechem.
Nie, nie jestem zwolenniczką bagatelizowania nieróbstwa, ale bez przesady – nie plujmy na pracowity naród z powodu jednego zdjęcia.
Marta
zdjęcie tytułowe / fot. Pixabay
“A gdyby tak…” to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).