Możecie znów pisać, że „paniusia wyjechała do Hiszpanii i marudzi, że Polska jest be”. Ale wybaczcie – niektóre rozwiązania są tu tak banalne, że wstyd mi, że nie chcemy z nich skorzystać. A kliniczny przypadek dotyczy walki z zanieczyszczeniami w centrum – pisze Marta, która wyprowadziła się z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews porównuje życie w obu miejscach.
Zimą w Krakowie śmierdzi, ciężko się oddycha, a smog czasem widać gołym okiem? Zgodzicie się ze mną czy nie? I tę sytuację tylko pogarszają jeżdżące wokół nas samochody, a często nawet nie jeżdżące, a stojące w korkach. Zgoda i tym razem? OK, no to teraz posłuchajcie.
Hiszpańskie miasta. W jednych mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w innym kilkaset tysięcy. Wszystkie, o których piszę, leżą nad morzem. Czyli wiatr wieje często (nie to co w Krakowie), a dolin brak. Słowem – nawet jeśli wdzierałby się tu smog, to szybko zostałby przepędzony, a nie kisił się jak w Krakowie.
Niebieskie miejsca, brak starych aut
Ale wiecie co łączy znaczną część tych miast? Ograniczony ruch samochodów w ścisłym centrum. Ambitnie próbowałam zaparkować jak najbliżej ichniejszego Rynku, ale nie było na to szans. Jakieś pojedyncze (!) miejsca parkingowe były, ale nie dość, że zajęte, to jeszcze bardzo drogie.
Kilka znalazłam wolnych, ale tylko dla mieszkańców, turysta staje tam tylko na własną odpowiedzialność, a ta odwaga na okół kończy się mandatem. W końcu jest, widzę, eureka! Są wolne miejsca, a wokół żadnego znaku „zakaz parkowania”. Zaniepokoiła mnie tylko jedna rzecz – nie były wyznaczone na żółto, tylko na niebiesko.
Kusiły bardzo, już się przymierzałam do parkowania, gdy kolega Hiszpan szybko ostudził podniecenie, bo okazało się, że to miejsca dla samochodów napędzanych silnikami elektrycznymi. Gdy zobaczył moją irytację, próbował mnie jakoś uspokoić.
– Wiesz, i tak mamy szczęście, że tu wjechaliśmy, bo w niektórych hiszpańskich miastach w okolicach centrum mogą poruszać się tylko samochody elektryczne lub góra dwuletnie, bo mają niską emisję spalin – wyjaśniał.
Węgiel, miał, koks? Dobre sobie
I to wszystko w nadmorskim miasteczku w Hiszpanii. W miejscu, gdzie nikt w piecu nie pali, bo pieca nie ma, bo i po co, skoro nie ma zimy. Węgiel, miał, koks – dla Hiszpanów to tylko czarna kupa niewiadomego pochodzenia. Do tego wciąż tam dmucha wiatr, a w powietrzu czuć morską bryzę. Mimo to w centrum nikt nie ma zamiaru wdychać samochodowych smrodów.
Ale może ja znowu przesadzam? A może to jednak my w Krakowie tak bardzo przyzwyczailiśmy się do pławienia w zanieczyszczeniach, że te samochodowe w centrum nie robią nam już żadnej różnicy?
Marta
zdjęcie tytułowe / fot. Foter.com
„A gdyby tak…” to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).
„A gdyby tak…”: Zdradzona w Krakowie! Konsekwencje nie mogły być inne