Piszę ten tekst z otwartą przyłbicą, nie bojąc się ciosów od moich hejterów. Tak, oficjalnie przyznaję – w tym momencie zamienienie Krakowa na Barcelonę jest wielkim błędem – pisze Marta, która wyjechała z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews porównuje życie w obu miejscach.
Zaraz zacznie się maj. Normalnie zakładałam koszulkę na ramiączkach, odsłaniałam nogi i łapałam słońce na i tak już opalone w marcu ciało. A dziś? A dziś szlag mnie trafia. Koszulkę mam, ale zakrytą swetrem, a wieczorami nawet kurtką. Na plażę nie chodzę, bo wieje zimnym wiatrem. A słońce niby jest, ale przy tej temperaturze to niewielkie pocieszenie.
Tak, moi drodzy – w Barcelonie jest zimno. Jak bardzo? Ano zimniej niż w Polsce! Ziemia wywaliła się do góry nogami, a następnie otrzymała kopa, odbiła się od ściany i wróciła jeszcze bardziej poprzewracana.
A skoro jeden obraz znaczy więcej niż tysiąc słów, to łapcie dwie grafiki – dzięki temu oszczędzę Wam dwóch tysięcy słów moich lamentów.
A teraz powiedzcie mi – gdzie prognoza z Krakowa, a gdzie z Barcelony? Nie, w Hiszpanii nie ma teraz 28 czy 26 stopni. Ba, nie ma nawet 20! Zamiast tego mamy sympatyczne… 18. Mało? No to w niedzielę pyknie jeszcze deszczem. Podsumowując – w kolejne dni w Krakowie będzie cieplej niż w Barcelonie i to nawet o osiem stopni!
Przyjemnie Majówka się nie zapowiada, ale obawiam się, że problem jest większy niż tylko moje samopoczucie. Bo – niestety – ale coś niedobrego dzieje się z naszą planetą.
Anomalia pogodowe zdarzają się coraz częściej, a tornad, tsunami i fal pożarów nie można już zrzucać na zwykły przypadek. Skoro w Polsce świeci mocniej niż w Hiszpanii, to znaczy, że zaraz mogą zapłonąć u nas lasy. A jeśli w Hiszpanii popada mocniej niż w Polsce, to tutejsza sucha ziemia w mgnieniu oka odda całą wodę zabetonowanym miastom.
Alarmów i klęski żywiołowej nie ma co jeszcze ogłaszać, ale to co kiedyś byłoby dziwne, dziś – przynajmniej dla mnie – staje się niepokojące.
Marta
“A gdyby tak…” to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).
Tłusty Czwartek? Czegoś takiego jeszcze na pewno nie próbowaliście