– Gdy zobaczyłam karteczkę, łza zakręciła się w oku. To już koniec – pani Krystyna już nigdy nie sprzeda marchewki czy jabłka, a zamiast niej zrobią to tylko wielkie sieci handlowe – pisze Marta, która wyjechała z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews.pl porównuje życie w obu miejscach.
Panie Krystyna z mieszkańcami mojego osiedla była od zawsze. Z niewielkiego sklepiku sprzedawała warzywa i owoce. Kiedyś ustawiały się do niej kolejki, z czasem stała już osoba czy dwie. Teraz nie stanie już nikt, bo pani Krystyna właśnie zwinęła interes.
Sprawa to o tyle smutna, że była ostatnim prywatnym sklepikarzem na moim osiedlu. Kolejno zamykał się spożywczy, kiosk, masarnia, a teraz warzywniak pani Krystyny. W końcu i ona nie udźwignęła ogromnej konkurencji. Przykre.
A ta konkurencja, to sklepy liczące setki metrów kwadratowych. Na osiedlu są dwa, a to wystarczyło, by wykurzyć całą konkurencję. Teraz po jedno jabłko będę musiała stać w długiej kolejce do kasy, gdzie ktoś beznamiętnie zapyta mnie o kartę lojalnościową. A gdzie pytania o zdrowie rodziców, dziadków, czy psa, które słyszałam od pani Krysi?
Wiem, że świat pędzi do przodu, a wraz z nim globalizacja. Mam jednak wrażenie, że w Hiszpanii nie zbierała ona aż takiego żniwa. Oczywiście, że były sklepy sieciowe znane również z Polski, ale były też takie prowadzone przez sąsiadów czy rolników. A w Krakowie? Rozejrzyjcie się dokoła i zapytajcie samych siebie, ilu jeszcze zostało tych drobnych i często przesympatycznych sklepikarzy…
Marta
“A gdyby tak…” to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).